Sąd orzekł też, że Parfiankou ma zrekompensować straty w wys. ponad 14 mln rubli białoruskich (14 tys. zł). To łączne koszty szkód poczynionych w trakcie demonstracji w budynku rządu, w tym wybitych szyb w drzwiach wejściowych.

Sąd uznał, że "Parfiankou bezpośrednio w grupie z innymi osobami, działając w zmowie, brał udział w masowych zamieszkach, którym towarzyszyło bezpośrednie niszczenie mienia, należącego do głównego zarządu administracji prezydenta Białorusi". Uwzględnił wcześniejszą karalność Parfiankoua.

Urodzony w 1983 r. Parfiankou, członek grupy inicjatywnej jednego z kandydatów na prezydenta - Uładzimira Niaklajeua - przyznał się do winy częściowo. Zeznał, że znalazł się u wejścia do budynku, kiedy szkło już zostało wybite i okazało się, że za drzwiami są drewniane osłony. Przyznał, że uderzał i mógł kopać w osłony, działając pod wpływem tłumu. Powtarzał, że działał sam; zaprzeczył, by do bicia szkła w drzwiach wzywali na demonstracji opozycyjni kandydaci na prezydenta.

Proces Parfiankoua był pierwszym we wszczętej po wyborach sprawie o masowe zamieszki, w której zarzuty postawiono ponad 40 osobom, m.in. byłym kandydatom na prezydenta. Szef organizacji obrony praw człowieka "Wiasna" Aleś Bialacki powiedział przed ogłoszeniem wyroku, że jego zdaniem, sędzia nie wyda niezależnego werdyktu.

- System sądowniczy na Białorusi jest całkowicie zależny od władz wykonawczych - i materialnie, i pod tym względem, że wszystkich sędziów na Białorusi mianuje prezydent, zapewnia im bezpłatne mieszkania itd. Zależność sędziów białoruskich jest oczywista - mówił Bialacki. Jego zdaniem, proces Parfiankoua będzie wskazówką, jak będą przebiegać następne.