– Coraz więcej stanów zakazuje aborcji w ramach antyaborcyjnej wolnoamerykanki – przekonuje Elizabeth Nash, rzeczniczka Guttmacher Institute, wspierającego prawo do aborcji.
– Instytut zajmuje się tymi sprawami prawie 12 lat, tak więc ma pewne historyczne wyczucie. Ten rok jest inny niż wszystkie – mówiła Nash w telewizji CNN. W zamieszczonym na stronach instytutu raporcie czytamy, że w całych Stanach Zjednoczonych wśród rządzących polityków zaobserwowano większą niż dotąd „wrogość" wobec prawa do aborcji.
Z dokumentu wynika, że 56 procent z ponad 916 projektów ustaw dotyczących zdrowia seksualnego i rozrodczości zgłoszonych w tym roku w 49 stanowych parlamentach zawierało zapisy antyaborcyjne. W 2010 roku było to 38 procent. Raport zwraca też uwagę, że do końca marca w siedmiu amerykańskich stanach uchwalono 15 nowych ustaw ograniczających prawo do aborcji. Jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów wprowadzono kilka tygodni temu w Dakocie Południowej.
Przewidują one, że kobieta, która chce usunąć ciążę, po wykonaniu wszelkich badań musi odczekać przed zabiegiem jeszcze 72 godziny. Przed dokonaniem aborcji musi się też zgłosić do specjalnego ośrodka, którego pracownik spróbuje ją przekonać do donoszenia ciąży. Podobne przepisy obowiązują też w innych stanach, ale najczęściej kobiety muszą się wstrzymać z zabiegiem tylko przez 24 godziny. Lekarz w Dakocie Południowej musi zaproponować przyszłej matce badanie ultrasonograficzne, na którym będzie mogła zobaczyć płód.
Z kolei w Utah uaktualniono przepisy dotyczące „klauzuli sumienia", dzięki czemu każdy pracownik szpitala może odmówić udziału w zabiegu usunięcia ciąży. We wtorek w Kansas weszło w życie prawo dotyczące „bólu płodu". Zabrania ono – wzorem Nebraski – aborcji po 21. tygodniu, opierając się na założeniu, że wtedy płód może odczuwać ból. Gubernator Kansas podpisał też ustawę, wymagającą od dziewcząt, które nie ukończyły jeszcze 17. roku życia, zgody na aborcję od obojga rodziców. Wcześniej lekarz musiał tylko powiadomić rodziców o zabiegu.