Przywódca brytyjskiej Partii Pracy ogłosił, że podda się operacji nosa, by poprawić brzmienie swojego głosu. Tak doradzili mu specjaliści od wizerunku w mediach, którzy zgodnie stwierdzili, że Ed Miliband podczas publicznych wystąpień „skrzeczy", a nawet „warczy".
– Już dawno powinien to zrobić, zanim w ogóle wystartował w wyścigu o przywództwo w partii – przyznał jeden z laburzystów. Ed Miliband stanął na czele Partii Pracy we wrześniu ubiegłego roku. Od tamtej pory skrzeczący głos nieraz wytykali mu wyborcy i dziennikarze. Ci ostatni w prywatnych rozmowach skarżyli się, że Milibanda czasem trudno zrozumieć. „On brzmi jak Jaś Fasola" – napisał jeden z internautów na stronie „Daily Mail".
Specjaliści od wizerunku polityków wierzą, że zmiana głosu zapewni liderowi laburzystów zwycięstwo w następnych wyborach. – On sam pewnie też w to wierzy, ale ja nie sądzę, by zmiana barwy głosu pomogła mu zdobyć więcej wyborców. Owszem, może będzie brzmiał sympatyczniej, ale czy będzie miał coś innego do powiedzenia niż teraz? Zmieni się opakowanie, zawartość pozostanie ta sama – mówi „Rz" Hugh McLachlan, profesor etyki z Glasgow Caledoniam University.
W samej operacji nie widzi jednak nic złego. – Jeśli polityk źle się czuje ze swoim głosem czy wyglądem, niech je zmienia. Nie widzę żadnych etycznych przeszkód, byle tylko nie robił tego za pieniądze podatników – mówi.
Operacjom plastycznym poddaje się dziś coraz więcej polityków. Nawet w komunistycznych Chinach. Jak pisał niedawno „Daily Telegraph", w Szpitalu Chirurgii Plastycznej w Pekinie każdego roku zabiegom poddaje się... 500 aparatczyków, w tym około 200 z wyższej kadry partii komunistycznej.