Sikorski jest pierwszym szefem dyplomacji państwa zachodniego, który spotkał się na miejscu z przewodniczącym powstańczej Narodowej Rady Libijskiej (NRL). Jak powiedział Mustafie Abdulowi Dżalilowi, Unia Europejska uznaje radę za prawowitego partnera do rozmów.
– Jesteśmy szczęśliwi i ogromnie wdzięczni polskiemu ministrowi za tę wizytę – mówi „Rz" przedstawiciel NRL Guma al Gamaty. – To dla nas bardzo ważne, gdyż przybliża radę do pełnego międzynarodowego uznania jako prawowitych władz Libii.
Dotychczas rada w Bengazi została formalnie uznana za „reprezentanta narodu libijskiego" tylko przez Francję, Włochy, Katar, Gambię oraz Malediwy. Coraz więcej państw traktuje ją jednak jako jedynego partnera do kontaktów w Libii, a także udziela jej wojskom wsparcia militarnego.
Sikorski podkreślił w powstańczej stolicy, że jedynym rozwiązaniem dla Libii jest odejście dyktatora, pułkownika Muammara Kaddafiego, oraz demokratyzacja kraju. Dżalil dziękował Polsce i Sikorskiemu za poparcie rewolucji. – Liczymy na to, że Polska będzie nadal solidaryzować się z Narodową Radą Libijską i że pozostaniemy w kontakcie z polskim rządem we wszystkich możliwych dziedzinach, zwłaszcza jeśli chodzi o rozbudowę infrastruktury – mówił.
Strach przy lądowaniu
Wizyta w ogarniętym wojną kraju nie obyła się bez emocji. Jak podała PAP, wojskowa CASA z polską delegacją i transportem pomocy medycznej na pokładzie wylądowała na lotnisku w Bengazi dopiero za drugim podejściem. W czasie pierwszej próby Biuro Ochrony Rządu otrzymało sygnał o zagrożeniu na lotnisku i samolot, który był już blisko pasa lądowania, poderwał się do góry. Skierował się do Włoch, ale wkrótce nadeszła informacja, że lotnisko jest jednak bezpieczne. CASA zawróciła i wylądowała. – To jest strefa podwyższonego ryzyka, więc nie powinniśmy się temu dziwić – mówił Sikorski, któremu towarzyszyła wzmocniona ochrona BOR.