Korespondencja z Waszyngtonu
Sześciodniowe tournée po Starym Kontynencie Barack Obama rozpoczyna jutro od Irlandii. Na wielki powrót „najsłynniejszego potomka tej ziemi" od tygodni szykowali się zwłaszcza mieszkańcy wioski Moneygall. Tam mieszkał bowiem praprapraprapradziadek prezydenta USA. W 1850 roku syn szewca Josepha – 19-letni Falmouth Kearney – spakował tobołki i uciekając przed głodem, wyruszył najpierw do Nowego Jorku, a potem do Ohio, gdzie na stałe się osiedlił.
W Moneygall zapanowała więc Obamomania, a nowo powstały sklep z koszulkami sprzedaje m.in. T-shirty z napisem „O'Bama – Is Feider Linn (słynnym hasłem „Yes we can" zapisanym po celtycku). Na spotkanie ze znanym kuzynem czeka też Henry Healy, który do amerykańskiego członka rodziny jest jednak zupełnie niepodobny. Lokalny pastor odnalazł więc na wszelki wypadek świadectwo chrztu przodka prezydenta. Obama przemówi też do tysięcy osób w Dublinie i spotka się z premierem.
Irlandzkie korzenie Obamy – od strony matki, bo jego ojciec pochodzi z Kenii – wyszły na jaw w 2007 roku. Członkowie sztabów kandydatów na prezydentów zawsze szukają bowiem ich irlandzkich korzeni, aby zdobyć głosy ponad 30 milionów Amerykanów przekonanych, że pochodzą z Zielonej Wyspy. Dotąd udało się to w przypadku 22 prezydentów USA, a „rodzinne strony" odwiedzali m.in. Kennedy, Reagan i Bush junior.
Kolejnym punktem jego podróży (wtorek, środa) będzie Londyn. Państwo Obama zostaną tam z wielką pompą przyjęci m.in. przez królową, a prezydent USA ma zamiar podkreślać wagę „szczególnych relacji" między USA a Wielką Brytanią.