Korespondencja z Grodna
Proces Andrzeja Poczobuta rozpoczął się o godzinie 10 (9 czasu polskiego) i odbywał się przy drzwiach zamkniętych. Na salę nie wpuszczono nawet polskiego konsula.
– Konsulat oficjalnie występował do władz sądowych o pozwolenie na obecność konsula na procesie. Nie dostaliśmy ani oficjalnej, ani nawet telefonicznej odmowy. Dopiero ochroniarz w sądzie oświadczył, że nie ma mnie na liście dopuszczonych do procesu – powiedział „Rz" pełniący obowiązki konsula generalnego RP w Grodnie Jacek Doliwa.
Sąd odrzucił skargę adwokata oskarżonego Aleksandra Biry-łaua na utajnienie rozprawy. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Poczobut i jego obrońca składali protest za protestem, a sąd po kolei je odrzucał. Prokurator poprosił następnie o przełożenie procesu do piątku, by doprecyzować akt oskarżenia.
Wyrok za „dyktatora"
38-letni Andrzej Poczobut został zatrzymany w związku z artykułami publikowanymi na łamach „Gazety Wyborczej", na opozycyjnym portalu Biełorusskij Partizan i w prywatnym blogu. Jak dowiaduje się „Rz", oskarżyciel zarzucił mu znieważenie prezydenta Aleksandra Łukaszenki (nazwanie go dyktatorem), a także zniesławienie, bo napisał, że przywódca kieruje Białorusią z naruszeniem konstytucji. Na razie sąd przesłuchał ekspertów, którzy potwierdzili, że doszło do obrazy i zniesławienia głowy państwa. Grożą za to nawet cztery lata więzienia.