Celem sobotniego ataku była baza NATO w środkowym Afganistanie. Talibowie przyznali się do niego na swojej stronie internetowej. „Talibański samobójca wysadził w powietrze wielki samochód pełen materiałów wybuchowych przy wjeździe na posterunek bojowy Sajed Abad w prowincji Wardak" – napisano w komunikacie międzynarodowej misji ISAF.

Zabici to afgańscy cywile, w tym trzyletnia dziewczynka. Rannych jest 77 żołnierzy ISAF, 14 cywilów oraz trzech policjantów afgańskich. „Obrażenia nie zagrażają ich życiu" – podkreślono w komunikacie.

Większość sił NATO w prowincji Wardak stanowią Amerykanie.Według ISAF w zamachu uszkodzone zostały mur zewnętrzny oraz warsztat, ale ogrodzenie ochronne przyjęło na siebie lwią część siły eksplozji. Dzięki temu baza „zachowała zdolność operacyjną".W wydanym z okazji dziesiątej rocznicy ataku na USA oświadczeniu talibowie podkreślili, że nie brali udziału ani nie byli zamieszani w zamachy na World Trade Center i Pentagon. Oskarżyli Amerykanów, że ataki terrorystyczne były dla nich pretekstem do inwazji na Afganistan. „Poprzez ogólnokrajowe powstanie Afgańczycy wyślą Amerykanów na śmietnik historii, tak jak wysłali tam armie innych imperiów w przeszłości" – napisali. Talibowie zostali pozbawieni władzy w Afganistanie, gdyż po zamachach w 2001 r. nie chcieli wydać Amerykanom Osamy bin Ladena, któremu udzielali schronienia.

W opublikowanym wczoraj przez telewizję al Dżazira wywiadzie były talibański minister spraw zagranicznych Wakil Ahmad Muttawakil powiedział, że jego rząd chciał osądzić lidera al Kaidy jeszcze przed 11 września 2001 r. – Nasz islamski emirat próbował poprzez różne propozycje rozwiązać kwestię Osamy. Jedną z propozycji było powołanie trójstronnego sądu albo sądu pod nadzorem Organizacji Konferencji Islamskiej – powiedział Muttawakil. – Rząd USA nie wyraził jednak zainteresowania i nadal żądał jego wydania – dodał. Ani Waszyngton, ani Organizacja Konferencji Islamskiej nie skomentowały tych słów. W Afganistanie przebywa wciąż około 100 tys. żołnierzy USA. Od początku bieżącego roku siły ISAF straciły 417 ludzi, w tym 307 Amerykanów. – Niektórzy w kraju pytają, dlaczego wciąż tu jesteśmy – mówił wczoraj ambasador USA w Kabulu Ryan Crocker. – Powód jest prosty. Al Kaidy tutaj nie ma, bo my tu jesteśmy. Jesteśmy tu, żeby żaden inny 11 września nie rozpoczął się na afgańskiej ziemi – podkreślił.