Wśród zatrzymanych są zeszłoroczny laureat nagrody im. Sacharowa Guillermo Farinas i Angel Moya, więzień sumienia, niedawno zwolniony po ośmiu latach pozbawienia wolności.
Wiadomość o masowych zatrzymaniach na Kubie potwierdziła w piątek w rozmowie z „Rz" Janisset Rivero z działającej w USA antyreżimowej organizacji Directorio Democratico Cubano. Jej zdaniem władze przestraszyły się akcji koordynowanej przez Narodowy Front Obywatelskiego Oporu z Santa Clara. Wezwał on do organizowania w całym kraju marszów dla upamiętnienia dysydentów zmarłych w więzieniach podczas głodówek: Pedra Luisa Boitela (1972) i Orlanda Zapaty (2010). – Opozycjoniści nie zamierzają spędzać życia w areszcie domowym. Chcą mieć prawo do wychodzenia na ulicę – mówi „Rz" pani Rivero.
Pokojowy marsz miał rozpocząć się 8 września w Guantánamo. Po drodze do Hawany zamierzali się do niego przyłączać coraz to nowi opozycjoniści. Policja zdusiła jednak ten plan w zarodku, aresztując dziesiątki ludzi w Guantánamo, Palma Soriano, Holguin, Bayamo i Las Tunas.
Wielu dysydentów zatrzymano, nim zdążyli stawić się w miejscu zbiórki. Innych policja zgarnęła podczas marszu. Według wychodzącej w Miami gazety „El Nuevo Herald", niektórych odstawiono do domów, innych porzucono w odległych miejscach, z których trudno było im się wydostać. Organizatorzy zmienili więc plan i wezwali przeciwników reżimu, by wyruszali ze swych miast i miasteczek i szli, póki nie zostaną zatrzymani.
Według Kubańskiej Komisji Praw Człowieka i Pojednania Narodowego tylko w rejonie Santa Clara zatrzymano ponad 20 osób, w tym co najmniej pięć kobiet. We wrześniu do komisji wpłynęły informacje o ponad 200 takich arbitralnych aresztowaniach. Od kiedy władzę przejął w 2006 r. Raul Castro nigdy nie zatrzymano tylu dysydentów w tak krótkim czasie.