Na ogłoszony w sobotę plan prezydenta Dmitrija Miedwiediewa i premiera Władimira Putina zakładający, że po przyszłorocznych wyborach zamienią się oni stanowiskami, bardzo spokojnie zareagowały władze USA.
– Chociaż łączą nas bardzo mocne stosunki robocze z prezydentem Miedwiediewem, to warto zauważyć, że przez cały czas obowiązywania „resetu" premierem Rosji był Władimir Putin – zauważył w sobotę rzecznik Białego Domu Tommy Vietor. – Będziemy nadal rozwijać działania wynikające z „resetu", niezależnie od tego, kto będzie następnym prezydentem Rosji, ponieważ wierzymy, że leży to w interesie Stanów Zjednoczonych i Rosji, a także świata – dodał Vietor.
Zmian w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi a Rosją nie spodziewa się także profesor Richard Pipes. – Rosja nie była, nie jest i chyba nie będzie demokratycznym krajem – tłumaczy w rozmowie z „Rz" historyk i sowietolog z Uniwersytetu Harvarda, były doradca prezydenta Ronalda Reagana. Jak zauważa, Rosjanie nie mają co do tego złudzeń. – Ludzie się z tym zgadzają, bo dla nich polityka to bujda. Dla większości Rosjan najważniejsze jest to, aby silna władza chroniła ich przed wrogami z zewnątrz i wewnątrz. A ta ekipa to robi – dodaje.
Polityka poprawy stosunków między Waszyngtonem a Moskwą – którą administracja Baracka Obamy w 2009 roku nazwała „resetem" – jest jednym z priorytetów obecnego przywódcy Ameryki.
Jak zauważyła agencja Associated Press, w ramach cieplejszych relacji między dwoma mocarstwami prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew podpisał nowy traktat START o redukcji broni nuklearnej, zgodził się na otwarcie rosyjskich dróg dla amerykańskich dostaw wojskowych do Afganistanu, a także przystał na ostrzejsze sankcje ONZ wobec rozwijającego program jądrowy Iranu.