Rewelacje te ogłosił prominentny egipski dyplomata, ambasador przy Autonomii Palestyńskiej Jaser Othman. – Izrael głośno mówi o bezprawiu, które zapanowało na półwyspie i ma zwiększać zagrożenie terrorystyczne dla tego kraju. To spisek. W rzeczywistości chodzi o znalezienie pretekstu do przejęcia kontroli nad Synajem – powiedział Egipcjanin agencji prasowej Ma'an.
Według Othmana czołowi izraelscy przywódcy, na czele z premierem Beniaminem Netanjahu, starają się stworzyć na świecie wrażenie, że wyłonione podczas rewolucji władze Egiptu nie są w stanie utrzymać kontroli nad półwyspem Synaj i zabezpieczyć odpowiednio granicy z Izraelem. Dyplomata zapewnił, że to nieprawda, bo Kair prowadzi od sierpnia operację, która ma za zadanie przywrócić porządek w rejonie.
Przypomniał jednak, że to teren olbrzymi i „niezwykle trudny". Sytuacja szczególnie napięta jest na północy Synaju, sąsiadującej z palestyńską Strefą Gazy, kontrolowaną przez radykalną organizację Hamas. Ta część półwyspu została opanowana przez znakomicie uzbrojone i zorganizowane bojówki Beduinów.
Dopóki krajem rządził prezydent Hosni Mubarak, Beduini byli trzymani w ryzach. Gdy został obalony, plemienni przywódcy wypowiedzieli posłuszeństwo nowym władzom w Kairze. Wszystko to sprawia, że Izrael czuje się zagrożony. Od czasu rewolucji sześć razy (ostatnio we wtorek) w powietrze wyleciał gazociąg dostarczający gaz z Egiptu do Izraela. W sierpniu z terenu półwyspu atak na Izrael przypuścili palestyńscy terroryści. Zginęło ośmiu Żydów.
Gazeta „Jerusalem Post" cytowała w piątek wysokiego rangą przedstawiciela izraelskich władz, który przyznał, że sytuacja na półwyspie Synaj wzbudza w jego rządzie „poważne obawy". – Brak stabilności w tym rejonie może być bardzo niebezpieczny. Nie chcemy, żeby Synaj zmienił się w bazę terrorystów – powiedział.