Około godziny 1.15 w nocy z wtorku na środę dwóch osobników obrzuciło koktajlami Mołotowa redakcję „Charlie Hebdo" w Paryżu. Przypadkowy przechodzień zauważył uciekających mężczyzn i ogień w oknach na parterze. Zanim przyjechali strażacy, spłonęło ponad 150 metrów kwadratowych redakcji.
– Wszystko zostało zniszczone – powiedział Charb, redaktor naczelny pisma (wielu jego redaktorów występuje pod pseudonimami). Z ofertą udostępnienia swoich biur „Charlie Hebdo" wystąpiło wiele innych mediów, a także związek zawodowy CGT.
Tygodnik opublikował właśnie numer poświęcony głównie islamowi. Nazwę pisma „Charlie Hebdo" częściowo zakrywa napis „Charia (czyli szarijat) Hebdo", a z okładki szczerzy zęby do czytelników skarykaturowany twórca islamu przedstawiony jako „redaktor naczelny Mahomet". „Mahomet" podpisał się też pod wstępniakiem numeru.
– W islamie obowiązuje ikonoklazm, czyli zakaz przedstawiania postaci ludzkich, stąd wizerunki Mahometa, szczególnie karykaturalne, mogą wywoływać wybuchy gniewu. Politycznym ekstremistom łatwo sprowokować wtedy protesty, gdyż takie wizerunki są uznawane za szczególnie bałwochwalcze – tłumaczy „Rz" arabista, prof. Janusz Danecki.
Jak pokazują badania socjologiczne, mieszkający na Zachodzie muzułmanie czują się obrażeni z powodu wielu zjawisk cechujących zachodnią kulturę, nie wywołują one jednak u nich aż tak drastycznych reakcji. Ankietowani wyznawcy islamu wskazują np., że odbierają jako zniewagę widok roznegliżowanych kobiet na ulicach i „niewiernych" jedzących wieprzowinę albo spożywających w restauracjach posiłki w okresie islamskiego postu – ramadanu. Niektórzy odczuwają też dyskomfort, widząc, że w sklepach sprzedawany jest alkohol.