Won Sei Hoon powiedział w parlamencie południowokoreańskim, że Kim Dzong Il wcale nie umarł w pociągu - jak podały media - gdyż jego pociąg był w stolicy kraju w sobotę, kiedy to dyktator miał już nie żyć.
Według informacji wywiadu południowokoreańskiego, przywódca Korei Północnej najprawdopodobniej zmarł w domu.
- Obserwowaliśmy, gdzie przebywa Kim aż do czwartku, jednak nie mogliśmy go namierzyć w piątek. Są poszlaki świadczące o tym, że chciał gdzieś wyruszyć w sobotę, ale zmarł - dodał Won, cytowany przez "Polska the Times". Szef wywiadu sugeruje, że śmierć ima mogła być wynikiem morderstwa, a nie ataku serca.
Jednak północnokoreańskie media, podtrzymując mit wodza oddanego swojej ojczyźnie, który miał zdolność kontrolowania pogody, a zmarł w wyniku "wielkiego napięcia umysłowego i fizycznego", jak zawsze w drodze.