Prawdziwie drakońskim wyrokiem zakończyła się wczoraj rozprawa przeciwko dwóm szwedzkim reporterom Johanowi Perssonowi i Martinowi Schibbye, którzy zostali zatrzymani w Etiopii. Surowość kary – 11 lat pozbawienia wolności – jest bezprecedensowa.
Dziennikarzy oskarżono o wspieranie organizacji terrorystycznej oraz nielegalne przekroczenie granicy. Szwedzkie MSZ uznało wyrok za „niesprawiedliwy" i, domagając się uwolnienia skazanych, zapewnia, że uczyni wszystko, by sprowadzić dziennikarzy do domu.
Jak w afrykańskich warunkach przetrwają Europejczycy? – Stanie się cud, jeśli na coś nie zachorują – mówi „Rz" Urlika Bergling z aresztu śledczego Krononberg w Sztokholmie. W zakładzie, w którym pracuje, lekarz odwiedza osadzonych trzy razy w tygodniu. To tylko część opieki, jakiej podlegają. – Odpowiednio kaloryczne posiłki, by nikt nie chodził głodny, serwowane przez więzienną kuchnię. Do tego pojedynczy pokój z telewizorem i radiem, oraz możliwość wypożyczenia laptopa, by móc przygotować się do procesu – wymienia Bergling.
Co natomiast czeka skazańca, który trafia do jednego z ponad stu więzień w Etiopii? Zdaniem obrońców praw człowieka – nawet śmierć. I to w warunkach, które urągają ludzkiej godności. Główny problem stanowią przepełnione cele. Na jednego więźnia przypada mniej niż dwa mkw. powierzchni. Bywa, że w jednej celi do snu kładzie się ponad dwieście osób – wynika z raportu Amnesty International z 2008 r. Ta ponura lista jest o wiele dłuższa. Nawet w głównych więzieniach opieka medyczna pozostawia wiele do życzenia. Nie inaczej jest z wyżywieniem, które skazaniec często musi sobie zapewnić sam. Na jego utrzymanie wydaje się średnio pięć centów dziennie.
Jednak nie tylko w Etiopii więzienia nie przypominają w niczym europejskich zakładów karnych. Z brutalnego traktowania i przeludnionych cel słyną zakłady karne w krajach Ameryki Południowej. W Rosji na jednym metrze kwadratowym tłoczy się nierzadko kilku więźniów. W wielu państwach afrykańskich w zakładach karnych pełno jest aresztantów czekających latami na proces. – Dostają niewystarczające racje żywnościowe, nie mają opieki medycznej. Często utrudnia im się dostęp do adwokata i kontakty z rodziną – podkreśla w rozmowie z „Rz" Aleksandra Minkiewicz, rzeczniczka Amnesty International Polska.