Za pośrednictwem nowych mediów nie można co prawda sterować rządem. Mogą jednak pomóc w wygraniu wyborów.
Umiejętne wykorzystanie Internetu już cztery lata temu pomogło Barackowi Obamie zaktywizować miliony młodych obywateli i wygrać wybory. W tegorocznej walce o Biały Dom wszyscy wykorzystują już portale społecznościowe. I do zdobywania pieniędzy na kampanię i do przekonywania wyborców do swoich racji. Republikanin Newt Gingrich podczas twitterowej debaty zdołał zmieścić w 140 znakach swój pomysł na gospodarkę. Z internautami czatuje też prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, który założył konto na największym rosyjskim portalu społecznościowym Vkontakte.
– Obama pozostaje niedoścignionym wzorem – tłumaczy „Rz" dr Wojciech Jabłoński, specjalista ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego. I dodaje, że przekaz Obamy jest zorientowany na dialog i budzenie społecznej świadomości i energii.
– Polscy politycy traktują Internet jak staromodną gazetkę ścienną, na której można zamieścić ogłoszenie i parę rocznicowych zdjęć. Zamiast dialogu oferują więc wyborcom-internautom zaledwie propagandowy spam – dodaje dr Jabłoński.