Zgodnie z najnowszymi badaniami opinii publicznej przewaga Nicolasa Sarkozy'ego nad Francois Hollande'em stopniowo wzrasta. Po raz pierwszy wyprzedził go dwa tygodnie temu, a obecnie na urzędującego prezydenta głosowałoby 30 proc. wyborców, gdy na socjalistycznego kontrkandydata tylko 26 proc. Jeżeli tendencja się utrzyma, to Sarkozy może wygrać z Hollande'em już w pierwszej turze.
Pomogła strzelanina
Media i eksperci są zgodni: prezydentowi pomógł wstrząs społeczny po niedawnych dramatycznych wydarzeniach, kiedy to radykalny islamista zastrzelił trzech francuskich żołnierzy w Tuluzie i Montauban oraz nauczyciela i troje dzieci przed szkołą żydowską w Tuluzie. Francuzi przestraszyli się, że może to nie być odosobniony przypadek, że islamiści mogą zaatakować znów. Merah, który zabarykadował się w domu, skutecznie odpierał policyjne oblężenie przez dwie doby. Jak mógłby wyglądać kolejny atak?
Tymczasem Sarkozy energicznie działał, sprawiając wrażenie, że to dzięki jego kierownictwu udało się całą sprawę zakończyć bez większego przelewu krwi. Ukazał się jako człowiek twardy, dla którego najważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi i kraju.
W przeszłości już raz prezentował twarde stanowisko, dowodząc, że najważniejsze są „prawo i porządek". Było to wówczas, gdy sprawował urząd ministra spraw wewnętrznych.
Od dróg po imigrantów
Po raz pierwszy został szefem MSW w 2002 roku. Dał się poznać jako bardzo aktywny minister. Bardzo szybko rozpoczął walkę z piratami drogowymi, zarówno na forum legislacyjnym, jak i poprzez zakup i montaż ogromnej liczby radarów na drogach oraz wielką kampanię propagandową.
Po krótkiej przerwie (2004 – 2005 r.), gdy kierował resortem finansów, znów przejął MSW. Wówczas, po zamieszkach jesienią 2005 r., skupił swą uwagę na imigrantach.
Zamieszki wybuchły po śmierci dwóch młodych ludzi z niewielkiej gminy pod Paryżem, którzy uciekając przed policją, skryli się do stacji elektrycznej. Rozprzestrzeniły się na przedmieścia francuskiej stolicy i inne miasta. Brali w nich udział głównie imigranci, zwłaszcza Arabowie. Spalili setki samochodów, niszczyli sklepy. Sarkozy ogłosił politykę „zero tolerancji" dla uczestników zamieszek, określając ich mianem „hołoty" i „gangsterów". Zaproponował wprowadzenie kontroli imigrantów, co zostało błyskawicznie zarządzone przez premiera Dominique'a de Villepina.
– W oczach konserwatywnych wyborców Sarkozy zawsze w miarę dobrze radził sobie z imigrantami. Udało mu się wykorzystać nadarzające się okazje, żeby pokazać, jaki jest twardy i nieustępliwy. Prawicowy elektorat, który na stanowisku prezydenta chciałby mieć ascetę, był bardziej rozczarowany jego stylem życia i niejasnymi powiązaniami niż kierunkiem jego polityki – powiedział „Rz" francuski politolog, profesor Georges Mink. – Choć od czasu morderstw w Tuluzie jego notowania rosną, to trwają spory, czy ten wzrost poparcia jest wynikiem zamachów, czy słabością przeciwników – dodał.