Kozacy pojawią się w Kraju Krasnodarskim nad Morzem Czarnym już 1 września. Wspólnie z policjantami będą patrolować ulice miast i rewidować mieszkańców. Na ich celowniku znajdą się niechciani imigranci z innych regionów Rosji. Za swoją służbę Kozacy (będzie ich tysiąc) otrzymają miesięczną zapłatę od 20 do25 tysięcy rubli (czyli 2–2,5 tys. zł.).
To nawiązanie do Kozakow kubańskich (Kubań obejmuje m.in. Kraj Krasnodarski), którzy za czasów carskich tworzyli oddzielne jednostki w ramach armii rosyjskiej, a podczas II wojny światowej mieli oddziały w ramach Armii Czerwonej, a także wojsk niemieckich.
52-letni gubernator Aleksander Tkaczow, rządzący Krajem Krasnodarskim od ponad 12 lat, po waż nie się obawia, że mieszkańcy Kaukazu „przejmą jego ziemię", a na Kubaniu będzie realizowany scenariusz jugosłowiański. Obawy uzasadnia sytuacją w pobliskim Kraju Stawropolskim, gdzie – jak twierdzi – „nadpełzają inne narody, a rosyjska ludność zaczyna się czuć obco".
Na gubernatorze nie robi wrażenia krytyka ze strony obrońców praw człowieka i opozycji, która oskarżyła go o ekstremizm. Nie przywiązuje też większej wagi do głosów przedstawicieli narodów kaukaskich, którzy zarzuca ją mu sianie nienawiści. Władze Dagestanu domagają się postawienia go przed są dem. A publicyści przypomnieli, że pierwsze trzy złote medale na igrzyskach olimpijskich w Londynie zdobyło dwóch Dagestańczykow i Ormianin, z... Kraju Krasnodarskiego.
– Ci, którzy mnie krytykują, nie mieszka ją na Kubaniu i nie znają problemów tego regionu – odpowiada Tkaczow. Mówi, że nie jest nacjonalistą i że w jego administracji pracują ludzie rożnych narodowości. We dług rosyjskich ekspertów pomysł z tworzeniem oddziałów kozackich ma pomoc gubernatorowi w utrzymaniu reputacji po powodzi, która nawiedziła Kraj Krasnodarski w lipcu. W jej wyniku zginęło ponad 170 osób, a tysiące straciły dach nad głową. Poszkodowani, którzy nie mogą doczekać się pomocy od władz, zaczęli zbierać podpisy z żądaniem dymisji Tkaczowa. Twierdzą, że zostali oszukani, a ekspertyzy wartości ich zniszczonych domów nie odpowiadają rzeczywistości.