Czy Tatarzy mogą się stać antidotum na rosnące wpływy krymskich Rosjan? – zastanawiają się politycy i eksperci. Moskwa obserwuje ich dążenia do odbudowy pozycji na półwyspie, a rosyjscy publicyści podkreślają, że Tatarzy przestali liczyć na Kijów i szukają pomocy na Zachodzie.
Prawo do samostanowienia
W przyszłym roku krymski Medżlis – reprezentacja Tatarów – chce pod egidą OBWE zorganizować międzynarodową konferencję, poświęconą problemom repatriantów. „W Kijowie obawiają się, że sprawa zaktualizuje ideę o nadaniu Tatarom prawa do samostanowienia w historycznej ojczyźnie. A Zachód, który wtrąci się w sytuację, będzie miał dodatkowe atuty wywierania wpływu na władze w Kijowie" – pisała rosyjska „Niezawisimaja Gazieta".
Na Krymie mieszka 280 tysięcy Tatarów. Poza półwyspem – 150 tysięcy
W XIX wieku Tatarzy na Krymie stanowili 77 proc. mieszkańców. W latach 1917–1937 ich odsetek zmalał z 28 do 20 proc. Za rzekomą współpracę z Niemcami podczas II wojny światowej Stalin ukarał Tatarów deportacjami. W 1944 r. z półwyspu deportowano ok. 200 tysięcy Tatarów. Najwięcej do krajów Azji Centralnej. Tatarzy byli wywożeni także na Ural i do Kostromy. Ich powrót na Krym był niemożliwy do 1989 r., a gdy już wracali, dochodziło do napięć, gdyż ich ziemia i domy były już zajęte przez innych ludzi. Tatarzy zostali zmuszeni do zajmowania niezasiedlonych ziem. Rozbijali miasteczka namiotowe, także w górach. Dziś ich sytuacja jest niewiele lepsza. W ukraińskim parlamencie ciągle leży projekt ustawy o przywróceniu praw osobom deportowanym ze względu na narodowość. Zdaniem kijowskich ekspertów sprawa nie jest prosta, ziemia na Krymie jest zbyt droga, a ustępstwa rządzących w Kijowie wobec Tatarów mogą rozgniewać Kreml.
– Jeśli krymski premier Anatolij Mohylew i Partia Regionów, która kontroluje półwysep, zechcą rozwiązać problem Tatarów, rosyjska prasa i rosyjskie nacjonalistyczne organizacje na półwyspie ogłoszą, że to ustępstwo wobec Tatarów, co będzie świadczyć o porażce władz. Z innej jednak strony od premiera Mohylewa wymaga się, by na Krymie było spokojnie. A zatem rządzący mają dylemat – mówił ukraiński politolog Ihor Semywołos.