Victor Ponta, który został premierem w maju po przegranym przez jego poprzednika Emila Boca parlamentarnym głosowaniu nad wotum zaufania, tym razem może spać spokojnie.
Sondaże wskazują, że wybory parlamentarne jego socjalistyczno-liberalna koalicja USL wygra w cuglach uzyskując 46–48 proc. głosów. – USL może zaprosić do koalicji RMDSz (partię mniejszości węgierskiej). Tak czy inaczej Ponta nie musi się przejmować zepchniętą do defensywy prawicą – mówi „Rz" publicysta Samu Csinta.
Tocząca się od miesiąca kampania wyborcza jest tylko dopełnieniem ostrej, półrocznej batalii pomiędzy ambitnym i przebojowym premierem a związanym z prawicą prezydentem Traianem Basescu.
Prezydenta nie udało się usunąć z urzędu, nawet mimo rozpisania w tej sprawie lipcowego referendum (okazało się nieważne z powodu niskiej frekwencji). Na domiar złego rządząca lewica musiała przełknąć ostrą krytykę ze strony instytucji międzynarodowych z Komisją Europejską na czele.
Ponta pogodził się z perspektywą niewygodnej kohabitacji aż do czasu kolejnych wyborów prezydenckich w 2014 r., jednak potrzebuje zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, by zamknąć usta przeciwnikom politycznym wypominającym mu, że rząd USL nie miał demokratycznego mandatu. Chce też zapewne scementować swoją koalicję, w której od jakiegoś czasu pojawiają się rozdźwięki między socjalistami a liberałami.