Rozpoczynający się w tym tygodniu proces, który pierwsza dama Francji Valérie Trierweiler wytoczyła autorom skandalizującej biografii, zaczął się od politycznej sensacji. Ujawniono, że prezydent François Hollande wysłał do sądu list. Niektóre fragmenty określa jako „zwykłe wymysły" i deklaruje wsparcie dla swej partnerki.
– Zasada rozdziału władzy została złamana, to wprost niesłychane – oświadczył obrońca dwojga dziennikarzy, którzy napisali „La Frondeuse" („Buntowniczka").
Suchej nitki na prezydencie nie zostawia opozycja. – Jetem bardzo, bardzo zaskoczony, że socjalistyczny prezydent, który w przeszłości udzielał nam wielu lekcji moralności, wtrąca się w prawne procedury. Zastanawiam się, jak to możliwie, że Hollande, który tak pouczał Sarkozy'ego, sam nie stosuje się do swych nauk – powiedział Jean-Francois Copé, przewodniczący centroprawicowej Unii na rzecz Ruchu Ludowego, partii, z której wywodzi się Nicolas Sarkozy.
Jak ujawnił we wtorek dziennik „Le Figaro", list do sądu, przed którym toczy się proces o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych Valérie Trierweiler, napisał także szef MSW Manuel Valls. Miał to być list prywatny, ale napisano go na oficjalnym papierze ministerstwa, co także może być uznane za próbę wpływania na sąd. Minister pisze, że spotkał się z autorami książki, ale jego słowa zostały „wyrwane z kontekstu" i nigdy nie sugerował, że związek Hollande'a i Trierweiler nie ma przyszłości.
Najbardziej bulwersujące fragmenty książki dziennikarzy Christophe'a Jakubyszyna i Alix Bouilhaguet dotyczą prywatnego życia obecnej pierwszej damy. Autorzy twierdzą, powołując się na liczne świadectwa, że Trierweiler, wówczas znana dziennikarka polityczna, sypiała równocześnie z prawicowym politykiem Patrickiem Devedjianem i François Hollande'em. Sama była wówczas mężatką, mężem był kolega z „Paris Match". Domagała się jednak od Devedjiana, by się rozwiódł. Kiedy ten nie uległ naciskom, całe zainteresowanie skierowała na Hollande'a, którego zaczęła namawiać na kandydowanie na prezydenta.