W masakrze w szkole podstawowej w Newton, w stanie Connecticut, zginęło 20 uczniów - dwanaście dziewczynek i ośmiu chłopców w wieku 6-7 lat, dwoje z nich zmarło w szpitalu. Jedna z dziewczynek, która zginęła, obchodziła siódme urodziny zaledwie na 4 dni przed masakrą. Zginęło też sześć dorosłych kobiet. Nie żyje także sprawca masakry, który popełnił samobójstwo.
Do uważanej za prestiżową szkoły dla dzieci w wieku od pięciu do dziesięciu lat wtargnął około godziny 9.30 uzbrojony młody mężczyzna. Miał przy sobie trzy sztuki broni palnej. W jego samochodzie policja znalazła karabin, natomiast w szkole - dwa pistolety, Glocka i Sig Sauera. Był ubrany na czarno i miał na sobie kamizelkę kuloodporną.
Z relacji świadków wynika, że tragiczne wydarzenia rozegrały się w dwóch salach lekcyjnych i na korytarzu. Zabójca oddał co najmniej 100 strzałów. - Było słychać strzały i przeraźliwe krzyki - powiedział później jeden z uczniów.
- Brat mojego kolegi był w jednej z klas. Opowiadał, że do sali lekcyjnej wszedł nieznajomy człowiek i po prostu zastrzelił nauczycielkę - opowiadała dziennikarzom uczennica Julia.
W szkole działy się przerażające sceny. Sprawca strzelał z karabinu; wszystkie ofiary zostały postrzelone wielokrotnie, od 3 do 11 razy. Nauczyciele próbowali w panice wyprowadzić dzieci ze szkoły, tłumacząc im - jak wynika z relacji jednego z uczniów - że w budynku szaleje "dzikie zwierzę". Wiele dzieci schowało się do toalety, niektóre ukryły się w szafach.