Kościół przyparty do muru

Niemiecki Kościół katolicki nigdy jeszcze nie miał tak złej prasy jak obecnie. Watykan wietrzy spisek.

Publikacja: 04.02.2013 22:44

Burzę wywołały słowa abp. Müllera (na zdj. z 2006 r. z papieżem Benedyktem XVI w Ratyzbonie, gdzie b

Burzę wywołały słowa abp. Müllera (na zdj. z 2006 r. z papieżem Benedyktem XVI w Ratyzbonie, gdzie był wówczas biskupem)

Foto: AFP, Wolfgang Radtke Wolfgang Radtke

– Celowa kampania dyskredytacji Kościoła sprzyja rozwojowi uczucia sztucznego gniewu i oburzenia, który nabiera już dzisiaj cech pogromu – te słowa arcybiskupa Gerharda Ludwiga Müllera, prefekta watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, dla dziennika „Die Welt" odbiły się w Niemczech szerokim echem.

Pogromu nie będzie

– Niedopuszczalne jest sięganie po porównania z czasów nazistowskich – zwróciła uwagę minister sprawiedliwości. – Główny ideolog Kościoła pragnie cofnąć go do czasów średniowiecznych – orzekła przywódczyni ugrupowania Zielonych.

Nawet szef Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików (ZdK), najwyższego gremium katolików świeckich, Alois Glück, uznał, że ważniejszym zadaniem Kościoła jest zastanowienie się, dlaczego traci wiernych. I to w skali co najmniej stu tysięcy rocznie. Ale dwa lata temu exodus był niemal dwa razy większy – był to efekt protestu przeciwko fali skandali seksualnych w instytucjach kościelnych.

Kościół obiecał wyjaśnić setki przypadków molestowania seksualnego, powołując niezależną komisję ekspertów pod kierunkiem kryminologa Christiana Pfeiffera z Instytutu Kryminalistyki w Hanowerze. Ostatnio jednak zerwał kontrakt, co wywołało jak najgorsze komentarze.

Zła passa trwa

„W imię Boga – jak bezlitosny jest koncern o nazwie Kościół" – taki tytuł nosił niedzielny polityczny talk-show pierwszego programu publicznej telewizji ARD, oglądany przez miliony Niemców. Był to w zasadzie wielki akt oskarżenia pod adresem Kościoła katolickiego zatrudniającego 1,3 mln osób i postępującego nierzadko, jak udowadniano, w sposób uwłaczający ich godności.

Cytowano liczne przykłady zwolnienia z pracy pracowników po rozwodzie czy dyskryminacji imigrantów.

Jeszcze więcej przykładów tego rodzaju przedstawiono w programie o nazwie TTT, bezpośrednio po wspomnianym talk-show Gunthera Jaucha. Jego zasadniczym tematem był jednak przypadek młodej kobiety zgwałconej kilka tygodni temu w Kolonii, której zarządzane przez Kościół szpitale odmówiły przeprowadzenia badań mogących być dowodami popełnienia przestępstwa. Lekarze argumentowali , że konsekwencją przeprowadzenia badania byłoby wypisanie recepty na pigułkę „po" w celu uniknięcia niepożądanej ciąży.

Spór o pigułkę

Tego jednak zabraniają wytyczne instytucji kościelnych , którym podlegają szpitale. Przez niemieckie media przelała się fala największego oburzenia. Przypomniano, że Kościół jest faktycznie państwem w państwie, zarządza setkami klinik, tysiącami przedszkoli i co najmniej 700 szkołami, które są przy tym finansowane z pieniędzy publicznych, lecz kierowane zgodnie z zasadami prawa kościelnego.

Był to wgląd w świat równoległy – skomentował niedzielny talk-show liberalny „Der Spiegel". – Taniec wokół nieistniejącej pigułki – podsumował  program konserwatywny „Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Obecna debata druzgocąca wizerunek Kościoła w Niemczech przebiega w chwili, gdy jeden z najbardziej konserwatywnych niemieckich hierarchów kardynał Joachim Meisner z Kolonii uznał za dopuszczalne zaaplikowanie zgwałconej kobiecie pigułki „po", wprowadzając dodatkowe zamieszanie do całej debaty.

Do tej pory Kościół nie akceptował użycia żadnego z preparatów antykoncepcyjnych. Skąd więc taka zmiana? Kardynał tłumaczy, że nie ma przeciwwskazań do stosowania pigułek uniemożliwiających samo zapłodnienie już uwolnionej komórki jajowej. Nie jest jednak dozwolone użycie preparatu zapobiegającego zagnieżdżeniu się już zapłodnionej komórki jajowej. Byłaby to zakazana przez Kościół aborcja. – Kardynał powinien wiedzieć, że pigułka, którą uznaje za dopuszczalną, jeszcze nie istnieje – twierdzi Bernhard von Tongelen, ginekolog jednej z kościelnych klinik.

W atmosferze gorącej debaty nie ma  obecnie większego znaczenia próba ratowania przez Kościół twarzy po odmowie badań zgwałconej kobiety przez kliniki w Kolonii. Niemiecki Kościół przeżywa kryzys, jakiego nikt się jeszcze niedawno nie spodziewał, zwłaszcza w atmosferze euforii po wyborze Josepha Ratzingera na papieża. Jak wynika z najnowszych danych, jedynie 30 proc. Niemców w wieku do 30 lat deklaruje obecnie związek z Kościołem katolickim.

Opinia dla „Rz"

Werner Patzelt profesor politologii

Nie można się oburzać na słowa szefa watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary abp. Gerharda Ludwiga Müllera, gdyż ma on na myśli Kościół na całym świecie. Jeżeli spojrzeć na stosunek do Kościoła katolickiego w wielu krajach arabskich można dojść do wniosku, że ma całkowitą rację, nie mówiąc już o Nigerii. Ale to nie ma nic wspólnego z  Europą i takie uogólnienia wywołują uzasadnioną reakcję. W Niemczech nie ma żadnej kampanii przeciwko Kościołowi ani śladu atmosfery pogromu. Kościół jest podzielony co najmniej od II Soboru Watykańskiego i do dzisiaj nie jest w stanie uporać się z dylematem polegającym na wyborze pomiędzy dopasowaniem się do nowych warunków a wiernością tradycji. Ten spór trwa i wpływa bardzo źle na wizerunek Kościoła. Nie ma reakcji na takie palące problemy jak zmniejszająca się liczba powołań, puste kościoły i brak księży w wielu parafiach. Wierni odwracają się od Kościoła, a w wielu kręgach społecznych panuje przekonanie, że katolicyzm jest równoznaczny z zacofaniem i pragnieniem powrotu do przeszłości. Stąd postulaty katolickich polityków w Niemczech domagających się reform zapobiegających dalszej utracie prestiżu Kościoła w Niemczech. —p.jen.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1184
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181