Niebywała historia mężczyzny występującego dziś pod pseudonimem Kenji Fujimoto zaczęła się gdy jako młody kucharz pracował w japońskiej szkole gastronomicznej. Pewnego dnia zatrzymały się przed nią luksusowe limuzyny (jak się później okazało numer rejestracyjny pierwszej odpowiadał dacie urodzin koreańskiego wodza). Wysiedli z nich agenci, którzy poszukiwali kucharza, który mógłby parę dni gotować „dla ważnej osoby". Fujimoto zgodził się i został zabrany na jacht, gdzie gotował dla kilku „ważnych facetów w mundurach i jednego w dresie". Dopiero po kilku dniach zorientował się kim jest „dresiarz", którego przez cały czas interesowały tylko coraz to wymyślniejsze dania i ryby. Swojego zleceniodawcę rozpoznał na zdjęciu w gazecie.
Japończyk musiał spodobać się „Wielkiemu Mistrzowi" (jak nazywał swojego pracodawcę) bowiem wkrótce dostał zaproszenie do Pjongjangu z obietnicą korzystania z luksusowego apartamentu, limuzyny i „bardziej niż satysfakcjonującej" płacy. Zgodził się nie wiedząc na jakie wrażenia będzie mógł liczyć przez kolejnych 11 lat.
Praca nie była łatwa, bowiem Kim był wyjątkowo kapryśny i wymagający. Wpadał w złość gdy ziarna ryżu nie były jednakowej wielkości, a do palenia w kuchennych piecach wolno było używać tylko drewna ze świętej dla Koreańczyków góry Paektu. Wódz kazał sobie sprowadzać przyprawy i surowce do potraw z dowolnej części świata. Fujimoto sam jeździł po zaopatrzenie do Paryża i jak twierdzi na same tylko najlepsze koniaki wydawał ok. 700 tys. dolarów rocznie. Bywało, że Kim miał znacznie trywialniejsze życzenia – kiedyś kazał dostarczyć samolotem zestawy dań z Macdonaldsa w... Pekinie.
Fujimoto po paru latach pobytu w Korei zorientował się, ze cena za luksusy wodza jest cierpienie milionów jego poddanych w komunistycznym skansenie. Ze zdumieniem obserwował, jak głoszący narodowi potrzebę skromności i ascezy członkowie najwyższych elit organizują sobie przyjęcia godne Lucullusa, które nierzadko połączone bywały z seksualnymi orgiami. Sam Kim Dzong Il wymagał by przy stole obsługiwały go nastoletnie dziewice, a ucztującym nie były obce także kontakty homoseksualne.
Kucharz stał się ulubieńcem Kima i zapewne to uchroniło go przed gniewem i groźnymi wahaniami nastrojów, które dla niektórych kończyły się plutonem egzekucyjnym. Prze lata miał szanse obserwować jak w kręgu dyktatora pojawiają się nowi faworyci, by po jakimś czasie znikać bez śladu.