Niedyskrecje kucharza Kim Dzong Ila

Japoński szef kuchni, który spędził 11 lat na „dworze” północnokoreańskiego dyktatora opowiedział o swoich przeżyciach w Pjongjangu

Publikacja: 07.06.2013 15:39

Kim Dzong Il

Kim Dzong Il

Foto: Bloomberg

Niebywała historia mężczyzny występującego dziś pod pseudonimem Kenji Fujimoto zaczęła się gdy jako młody kucharz pracował w japońskiej szkole gastronomicznej. Pewnego dnia zatrzymały się przed nią luksusowe limuzyny (jak się później okazało numer rejestracyjny pierwszej odpowiadał dacie urodzin koreańskiego wodza). Wysiedli z nich agenci, którzy poszukiwali kucharza, który mógłby parę dni gotować „dla ważnej osoby". Fujimoto zgodził się i został zabrany na jacht, gdzie gotował dla kilku „ważnych facetów w mundurach i jednego w dresie". Dopiero po kilku dniach zorientował się kim jest „dresiarz", którego przez cały czas interesowały tylko coraz to wymyślniejsze dania i ryby. Swojego zleceniodawcę rozpoznał na zdjęciu w gazecie.

Japończyk musiał spodobać się „Wielkiemu Mistrzowi" (jak nazywał swojego pracodawcę) bowiem wkrótce dostał zaproszenie do Pjongjangu z obietnicą korzystania z luksusowego apartamentu, limuzyny i „bardziej niż satysfakcjonującej" płacy. Zgodził się nie wiedząc na jakie wrażenia będzie mógł liczyć przez kolejnych 11 lat.

Praca nie była łatwa, bowiem Kim był wyjątkowo kapryśny i wymagający. Wpadał w złość gdy ziarna ryżu nie były jednakowej wielkości, a do palenia w kuchennych piecach wolno było używać tylko drewna ze świętej dla Koreańczyków góry Paektu. Wódz kazał sobie sprowadzać przyprawy i surowce do potraw z dowolnej części świata. Fujimoto sam jeździł po zaopatrzenie do Paryża i jak twierdzi na same tylko najlepsze koniaki wydawał ok. 700 tys. dolarów rocznie. Bywało, że Kim miał znacznie trywialniejsze życzenia – kiedyś kazał dostarczyć samolotem zestawy dań z Macdonaldsa w... Pekinie.

Fujimoto po paru latach pobytu w Korei zorientował się, ze cena za luksusy wodza jest cierpienie milionów jego poddanych w komunistycznym skansenie. Ze zdumieniem obserwował, jak głoszący narodowi potrzebę skromności i ascezy członkowie najwyższych elit organizują sobie przyjęcia godne Lucullusa, które nierzadko połączone bywały z seksualnymi orgiami. Sam Kim Dzong Il wymagał by przy stole obsługiwały go nastoletnie dziewice, a ucztującym nie były obce także kontakty homoseksualne.

Kucharz stał się ulubieńcem Kima i zapewne to uchroniło go przed gniewem i groźnymi wahaniami nastrojów, które dla niektórych kończyły się plutonem egzekucyjnym. Prze lata miał szanse obserwować jak w kręgu dyktatora pojawiają się nowi faworyci, by po jakimś czasie znikać bez śladu.

Podczas jednej z podróży do Japonii po zapas wyszukanych gatunków ryb Fujimoto został rozpoznany przez wywiad japoński. Nie pozwolono mu wrócić do Korei Północnej i przez 18 miesięcy był przesłuchiwany przez agentów, którzy chcieli poznać szczegóły na temat życia Kim Dzong Ila i jego otoczenia. Tymczasem także agenci z Północy planowali zamach na kucharz w przekonaniu ze może zdradzić tajemnice Pjongjangu.

Jednak Fujimoto okazał się lojalny i wrócił do Korei. Przez pewien czas traktowany był z niechęcią, ale znów zdołał wkraść się w łaski wodza. Z czasem coraz gorzej znosił jednak służbę u jego boku i korzystając z okazji podczas kolejnej wyprawy po specjały kulinarne uciekł do Japonii. Za karę Kim zesłał do pracy w kopalni jego koreańską żonę i dzieci. Ich uwolnienie i zgodę na wyjazd za granice uzyskał po sześciu latach korespondencji z wodzem i błagań.

Dzisiaj Fujimoto twierdzi, że miał w życiu szczęście służyć u boku „tak wielkiego człowieka" i gdyby mógł przeprosiłby go za swoja niewierność. Twierdzi, że gotów byłby nawet wrócić na stałe do Korei Północnej, ale po śmierci Kim Dzong Ila nikt go tam już nie potrzebuje.

Fujimoto dopiero teraz opowiedział swoją historię Adamowi Johnsonowi, amerykańskiemu pisarzowi, laureatowi nagrody Pulitzera, a wspomnienia opublikował magazyn „GQ".

Niebywała historia mężczyzny występującego dziś pod pseudonimem Kenji Fujimoto zaczęła się gdy jako młody kucharz pracował w japońskiej szkole gastronomicznej. Pewnego dnia zatrzymały się przed nią luksusowe limuzyny (jak się później okazało numer rejestracyjny pierwszej odpowiadał dacie urodzin koreańskiego wodza). Wysiedli z nich agenci, którzy poszukiwali kucharza, który mógłby parę dni gotować „dla ważnej osoby". Fujimoto zgodził się i został zabrany na jacht, gdzie gotował dla kilku „ważnych facetów w mundurach i jednego w dresie". Dopiero po kilku dniach zorientował się kim jest „dresiarz", którego przez cały czas interesowały tylko coraz to wymyślniejsze dania i ryby. Swojego zleceniodawcę rozpoznał na zdjęciu w gazecie.

Pozostało 81% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021