Jeśli tendencje klimatyczne utrzymają się na podobnym do obecnego poziomie, do 2100 roku proces podnoszenia się poziomu oceanów, związany przede wszystkim ze zjawiskiem topnienia czap lodowych na biegunach, może dotknąć takie miejscowości jak Nowy Jork, Miami, Nowy Orlean, Atlantic City, Virginia Beach, czy Jacksonville – ostrzega grupa naukowców, która opisała wyniki swoich analiz w Proceedings of the National Academy of Sciences.
Dotychczasowa emisja gazów cieplarnianych spowoduje w przyszłości podniesienie wód oceanicznych o ponad metr i ten proces będzie trudny od odwrócenia. Już teraz poziom morza znajduje się dużo wyżej od wcześniejszych prognoz – ostrzega Benjamin Strauss, jeden z autorów badań przeprowadzonych przez organizację Climate Central. Jego zdaniem wielomiliardowe straty spowodowane w ubiegłym roku przez huragan "Sandy" są tylko preludium tego, co czeka Stany Zjednoczone w przyszłości. "Obecny trend emisji gazów cieplarnianych nie pozwoli uniknąć poważnych szkód lub nawet całkowitego zniszczenia nadbrzeżnych miejscowości" – napisał Strauss. W strefie bezpośredniego ryzyka mieszka obecnie w USA 3,6 miliona ludzi mieszkających w 316 miejscowościach. Najbardziej zagrożona jest położona nisko Floryda, ale zalanie poważnych obszarów grozi także Teksasowi Luizjanie, New Jersey i Karolinie Północnej. Według prognozy Straussa Galveston w Teksasie znajdzie się pod wodą w 2030, Miami (Floryda) w 2040 roku, a Virginia Beach w 2054 r.
Szansą na ratunek w przyszłości może być jedynie ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Pozwoli to jednak jedynie na spowolnienie tempa podnoszenia się oceanów. Dwutlenek węgla utrzymuje się bowiem w atmosferze przez stulecia. W długofalowej perspektywie konieczne byłoby wypracowanie technologii pozwalającej na wychwytywanie dwutlenku węgla z atmosfery.
Tomasz Deptuła z Nowego Jorku