Anna Słojewska z Brukseli
Ministrowie spraw zagranicznych UE spotkali się w sobotę w Wilnie, żeby przygotować wspólne stanowisko w sprawie Syrii. Udało im się wydać komunikat sygnowany przez wszystkich 28 szefów dyplomacji, który nazywa winnych domniemanej śmierci 1429 osób.
„Informacje z wielu źródeł wydają się wskazywać, że za atakiem stoi syryjski reżim" – brzmi fragment oświadczenia. Ministrowie stwierdzają też, że „wspólnota międzynarodowa powinna dać jasny i mocny sygnał powstrzymujący Syrię od kolejnych takich ataków".
Deklaracja tylko z pozoru jednak brzmi jak wyraz determinacji i jednomyślności. Tak naprawdę w Wilnie osiągnięto „minimum". Przed spotkaniem francuska prasa donosiła, że dla dyplomacji tego kraju minimum to wypracowanie zgody w sprawie wskazania autorów użycia broni chemicznej. Uzyskano to i nic więcej.
Drugi Irak?
UE w komunikacie podkreśla, że rozwiązanie w sprawie Syrii powinno się znaleźć w „procesie ONZ", co oznacza brak reakcji. Bo dwoje stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ – Rosja i Chiny – nie tylko nie chce interwencji militarnej w Syrii, ale nawet kwestionuje autorstwo ataków chemicznych. Władimir Putin sugeruje, że dokonali ich rebelianci, żeby zaszkodzić prezydentowi i jego armii.