Podczas toczących się od października 2012 r. w Hawanie rozmów delegacje rządu kolumbijskiego i marksistowskich partyzantów zdołały się porozumieć w najważniejszych punktach. Do rozstrzygnięcia pozostała kwestia uczestnictwa FARC w życiu politycznym jako normalna partia. Część "starych towarzyszy" z trudnością godzi się na porzucenie dogmatu o konieczności prowadzenia walki rewolucyjnej.
Wydaje się, że w tym tygodniu nastąpił przełom i porozumienie, które prasa i politycy nazywają "historycznym" jest w zasięgu ręki. Potwierdził to główny negocjator ze strony rządu Humberto de la Calle mówiąc, że "jesteśmy na progu nowego demokratycznego otwarcia". Chodzi o zgodę partyzantów na złożenie broni i udział w demokratycznych wyborach. Musiałoby się to oczywiście wiązać z amnestią dla bojowników.
Bardzo zainteresowany powodzeniem rozmów jest prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos bowiem zakończenie wojny domowej i osiągnięcie trwałego pokoju dałoby mu poważne szanse na reelekcję w maju przyszłego roku. Część kolumbijskich analityków uważa jednak, że prezydent jest naiwny wierząc lewakom, którzy nigdy nie dotrzymali zobowiązań.
W prasie krążą zdjęcia delegatów FARC w Hawanie, którzy z cygarami w zębach i szklaneczkami whisky w ręce uśmiechają się kpiarsko jakby dając do zrozumienia, że cały proces negocjacyjny to tylko zwodzenie rządu. Faktycznie - po roku rozmów w pełni uzgodniono jedynie dwa z sześciu pakietów spraw. W pozostałych punktach osiagnieto rzekomo "daleko idącą zgodność" jednak takie komunikaty powtarzane są już od kilku tygodni.
Przeciwny jakimkolwiek rozmowom z FARC jest były konserwatywny prezydent Alvaro Uribe, za rządów którego prowadzono bezwzględną walkę z partyzantką. To właśnie odniesione wówczas sukcesy militarne zmusiły ich do rozmów. Uribe - który nadal jest najpopularniejszym politykiem w kraju - uważa, że marksistów trzeba rozbić, a nie dopuszczać ich do parlamentu. Podobne zadanie prezentuje 72 proc. Kolumbijczyków pytanych o opinię we wrześniu przez instytut Ipsos. Pewna kobieta napisała na Facebooku: "rozmowy z FARC to jakieś nieporozumienie, to tak jakbym zaproponowała moim szefom w pracy zatrudnienie faceta, który wcześniej mnie uprowadził".