PRowa wojna

Wszystkie zawody się kiedyś kończą. Olimpiada, mundial, mistrzostwa świata – zostają po nich emocje i statystyki. Chińczycy i Japończycy znaleźli sposób na zawody, których końca nie widać.

Publikacja: 23.02.2014 07:01

Obywatelka Chin patrzy na cień pomnika ofiar przestępstw w Japonii w Nanjing Massacre Memorial Museu

Obywatelka Chin patrzy na cień pomnika ofiar przestępstw w Japonii w Nanjing Massacre Memorial Museum

Foto: AFP, Mark Ralston Mark RALSTON

Nie można podzielić go na połowy, tercje, czy kwarty. Nie wiadomo nawet do końca, od którego momentu można odliczać jego początek. Ale trwa i końca nie widać. Po jednej stronie Państwo Środka, po drugiej Kraj Kwitnącej Wiśni. Komentatorzy takiego meczu muszą przygotować się na najgorsze i jednocześnie mieć bogaty zasób słownictwa. Obie strony potrafią w niekończącym się pojedynku na PRowe hasła, oszczerstwa i zarzuty wznosić się na wyżyny kreatywności.

Kiedy to się zaczęło?

Mogło się zacząć pod koniec lata 2012 roku, gdy japoński rząd ogłosił, że wykupuje od prywatnego właściciela wysepki Senkaku. Albo kilka miesięcy wcześniej, w kwietniu, gdy ówczesny burmistrz Tokio, ShintaroIshihara, znany ze swoich prawicowych poglądów, ogłosił zbiórkę funduszy, by wykupić te same wyspy. Czyli wiemy, że chodzi o sporny archipelag. Dla Japończyków Senkaku, dla Chińczyków Diaoyu. Według strony chińskiej należą do Państwa Środka od czasów dynastii Ming. To Chińczycy bronili ich przed piratami z Japonii jeszcze w 1556 roku (są na to podobno odpowiednie dokumenty), a w 1992 roku nowe prawo o wodach terytorialnych ChRL mówi o Tajwanie i całym spornym archipelagu jako o własnym obszarze.Japończycy z kolei utrzymują, że już od 1885 roku nikt nie rościł sobie praw do tych wysepek, dlatego zostały włączone do otwierającego się na świat cesarstwa. Sytuacja patowa. Każda ze stron uważa, że ma rację i każda podaje swoją wersję wydarzeń.Nawet gdy zestawi się japońską i chińską nazwę największej wyspy – Uotsuri, widać, jak przeciwstawne są sposoby myślenia obu stron. Japończycy zapisują nazwę tej wyspy jako ??, dosłownie "ryba" "łowić", natomiast Chińczycy używają odwrotnej kolejności ?? – "łowić" "ryba". Po chińsku to właśnie te dwa znaki czyta się jak nazwę całego archipelagu – Diaoyu.

Kontrowersyjna świątynia

Być może punktem startu tego meczu może być też 26 grudnia 2013 roku, gdy premier Japonii, ShinzoAbe odwiedził kontrowersyjną świątynię Yasukuni. Za każdym razem, gdy szef rządu lub wysocy urzędnicy państwowi udają się do świątyni, państwa, które doświadczyły od Japończyków wielu okrucieństw podczas II wojny światowej, wystosowują dyplomatyczne noty sprzeciwu. W Yasukuni bowiem spoczywają wyobrażenia dusz 14 największych zbrodniarzy wojennych spod znaku wschodzącego słońca. To tak, jakby pod zniczem na grobie nieznanego żołnierza w Niemczech spoczywały prochy Hitlera i jego świty. Każdorazowa wizyta w takim hipotetycznym miejscu odbywana przez kanclerza Niemiec, wywoływałaby protesty w całej Europie. Trudno się zatem Chińczykom dziwić, ale przecież premier Abe utrzymuje, że ma pokojowe intencje i swoją wizytą wyraża szacunek dla ofiar wojny.

Jednak każda obecność w Yasukuni to zaognienie i tak trudnej sytuacji dyplomatycznej między Chinami a Japonią. Premier Abe wyprowadza kraj na prostą pod względem ekonomicznym, ale jednocześnie pracuje nad tym, by kraj spowiła od grudnia tego roku ustawa o tajemnicach, kojarząca się z nowoczesnym wymiarem cenzury. Dziennikarze zadający niewygodne dla władzy pytania będą pociągani do odpowiedzialności karnej. To samo będzie dotyczyło polityków, którzy powiedzą zbyt wiele. Od czasu do czasu pojawiają się także pogłoski o tym, że premier chce usunąć z japońskiej konstytucji zapis zakazujący krajowi posiadania armii. Słynny artykuł nr 9 wprowadzili do ustawy zasadniczej Amerykanie, sztabowcy generała MacArthura. Konstytucję dla Japonii pisano w pospiechu, zaraz po objęciu kraju okupacją po kapitulacji. Obecnie państwo może jedynie się bronić w przypadku zagrożenia, ale nie może otwarcie rozpoczynać międzynarodowych konfliktów. Premier Abe chciałby móc oficjalnie postraszyć Chińczyków, mieć w zanadrzu asa w rękawie do wykorzystania w sprzyjającym momencie. Na wodach otaczających sporny archipelag pełno jest wojskowych okrętów, bardzo łatwo o przypadkową kolizję, czy inny incydent.

Harry Potter, Japonia i Chiny

Kolejnym momentem rozpoczęcia tego pojedynku na argumenty może być też noworoczna wypowiedź chińskiego ambasadora w Wielkiej Brytanii, LiuXiaominga. W dzienniku The Telegraph porównał on w swoim eseju Japonię do Voldemorta, czarnego charakteru z książek o Harrym Potterze. Chiński dyplomata wzniósł się na wyżyny kreatywności, ponieważ jego analogia dotyczyła także świątyni Yasukuni – w jego oczach stała się niczym horkruks, jeden z symboli duszy złego charakteru, który w książce trzeba było zniszczyć, by pokonać Voldemorta. W odpowiedzi jego japoński odpowiednik, KeiichiHayashi, mówił o Chinach jako Voldemorcie całej Azji.

A może chodzi o ADIZ?

Przecież 23 listopada 2013 to Chiny ogłosiły decyzję o precedensowym rozszerzeniu strefy identyfikacji obrony powietrznej zwanej ADIZ (z ang. AIrDefenseIdentification Zone). Z dnia na dzień nie konsultując się z nikim Chińczycy postanowili powiększyć obszar, na którym trzeba prosić władze o specjalne pozwolenie, by móc przelecieć samolotem. Wprowadziło to wiele zamieszania ze względu na to, że w strefie chińskiej znalazł się sporny archipelagSenkaku/Diaouyu, a także koreańska wyspa Sokotra.

Jeszcze odrobina telewizji

Premier Abe pracuje nad skutecznym PRem zarówno dla swoich reform gospodarczych, jak i wobec wizerunku Japonii jako kraju, który się tylko broni przed Chinami. W tym celu wymieniono niedawno szefa największej telewizji NHK, na takiego, który nie będzie stawiał sprzeciwu. KatsutoMomii już na pierwszych spotkaniach po objęciu stanowiska w styczniu tego roku zapewniał, że dołoży wszelkich starań, by NHK przedstawiało pozytywną twarz Japonii w konflikcie o wyspy. Dodatkowo popełnił gafę w sprawie wykorzystywanych podczas II wojny kobiet z podbijanych przez Japonię państw. Musiał przepraszać za słowa o tym, że takie zjawisko nie było niczym niezwykłym i zdarzało się także w innych miejscach na świecie podczas wojen.

Nacjonalizm rośnie w siłę

Według badań analityków od początku do połowy lutego chińska strona oczerniała Japonię 69 razy. 67 razy protestowali Japończycy, a według rzecznika japońskiego MSZ 2 sprawy są jeszcze w toku. Wychodzi na remis. Żadna ze stron nie zamierza odpuścić. Ale nie jest to pojedynek godny szacunku. Warto go jednak obserwować, bo gdy na słowa pojedynkują się dwa mocarstwa zdolne zatrząść światem, zawsze korzysta nacjonalizm. Na potwierdzenie tego podczas lutowych wyborów mera Tokio wyjątkowo dużo głosów dostał ultranacjonalistyczny kandydat ToshioTamogami. To generał, były dowódca Japońskich Powietrznych Sił Samoobrony, czyli armii-nie-armii. W 2008 roku dyscyplinarnie zwolniono go ze stanowiska za esej, w którym stwierdził, że to Stany Zjednoczone jako agresor swoją postawą wciągnęły Japonię do II wojny światowej. Na konflikt chińsko-japoński trzeba uważać, bo sprawy mogą bardzo szybko przybrać niekorzystny dla świata obrót.

Nie można podzielić go na połowy, tercje, czy kwarty. Nie wiadomo nawet do końca, od którego momentu można odliczać jego początek. Ale trwa i końca nie widać. Po jednej stronie Państwo Środka, po drugiej Kraj Kwitnącej Wiśni. Komentatorzy takiego meczu muszą przygotować się na najgorsze i jednocześnie mieć bogaty zasób słownictwa. Obie strony potrafią w niekończącym się pojedynku na PRowe hasła, oszczerstwa i zarzuty wznosić się na wyżyny kreatywności.

Pozostało 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022