Plebiscyt z punktu widzenia włoskiej konstytucji, w której zapisano, że „Italia jest jedna i niepodzielna", nie posiada żadnej mocy sprawczej. Włoskie media praktycznie o nim nie informują, a politycy w Rzymie zbywają milczeniem. Sprawa jednak nie jest błaha, jeśli zważyć, że w sondażach 65 proc. z 3,8 mln uprawnionych do głosowania secesję popiera.
Referendum rozpoczęło się w niedzielę i potrwa do piątku. Zorganizowała je grupa aktywistów ze stowarzyszenia Niepodległa Wenecja, ale stoi za nimi Liga Północna – separatystyczna partia posiadająca od lat władzę w regionie i spore wpływy na całej północy Italii.
Liga już w latach 90. domagała się niepodległości Padanii, mitycznej krainy rozciągającej się kiedyś rzekomo od doliny Padu po Alpy.
Gubernator Wenecji Euganejskiej z Ligi Północnej Luca Zaia popiera całym sercem ideę, choć zdaje sobie sprawę, że plebiscyt może być co najwyżej wymowną, choć niewiążącą deklaracją woli mieszkańców. Powołuje się jednak na planowane w tym roku referendum niepodległościowe w Szkocji i podobne plany Katalończyków. Ma nadzieję, że jeśli Szkoci i Barcelona wybiją się na niepodległość, jego region będzie mógł pójść identyczną, przetartą już drogą. Zapowiada, że jeśli mieszkańcy opowiedzą się teraz za niezależną Republiką Wenecką, natychmiast opracowana zostanie deklaracja niepodległości. Choć trudno brać to serio, grozi nawet, że region przestanie odprowadzać podatki do Rzymu.
To właśnie podatki są bezpośrednią przyczyną silnych tendencji separatystycznych nie tylko w Wenecji Euganejskiej, ale na całej północy Włoch, i to od lat 70. Spora większość Włochów północy jest przekonana, że musi utrzymywać darmozjadów z południa – od Neapolu po Sycylię.