W zeszłym tygodniu kijowski resort spraw zagranicznych zagroził, że Ukraina może wystąpić z NPT, a ukraiński delegat na haski szczyt oskarżył Rosję o stwarzanie zagrożenia dla instalacji jądrowych w jego kraju. P.o. szefa dyplomacji Andrij Deszczyca powiedział, że Kijów może poprosić o międzynarodowy nadzór tych obiektów.
Moskwa odrzuca oskarżenia, twierdząc, że prawdziwym zagrożeniem dla tych obiektów może być raczej „dysfunkcjonalność obecnej władzy w Kijowie".
Powodem rozczarowania Ukraińców jest fakt, że mocarstwa nie zrobiły nic, by powstrzymać rosyjską agresję na Krym. Ukraina, która posiada obecnie tylko cywilne instalacje atomowe, wyzbyła się broni jądrowej w 1994 r. na mocy podpisanego w Budapeszcie memorandum. Wielkie mocarstwa dawały w nim Kijowowi gwarancje suwerenności i nienaruszalności terytorialnej w zamian za rezygnację z broni atomowej odziedziczonej po rozpadzie ZSRR. Ukraina odesłała wówczas do Rosji 176 rakiet balistycznych i 1240 głowic bojowych.
Robert Kelly, ekspert instytutu SIPRI, mówi w rozmowie z „Rz", że był to gest symboliczny, w praktyce bowiem Rosjanie kontrolujący broń jądrową i tak nie udostępniliby Ukraińcom środków i zabezpieczeń, bez których broń ta byłaby faktycznie bezużyteczna.
Część ukraińskich polityków mimo wszystko uważa, że broń jądrowa byłaby dziś skutecznym środkiem odstraszania. Grupa deputowanych UDAR-u i Batkiwszczyny nadal podtrzymuje żądanie wystąpienia kraju z NPT.