W Brukseli rozpoczął się wczoraj szczyt UE–Afryka, na który przybyli przedstawiciele blisko 80 krajów z obu kontynentów. Wśród nich znalazł się Donald Tusk. – Polska otwiera się na Afrykę – powiedział dziennikarzom przed rozpoczęciem szczytu. Tego rodzaju impreza organizowana jest po raz czwarty, ostatni raz odbyła się w Trypolisie, gdzie gospodarzem był libijski dyktator Muammar Kaddafi.

Polski premier jest jej uczestnikiem po raz pierwszy, a o zainteresowaniu Polski Afryką świadczy nie tylko udział Tuska w sesjach plenarnych, ale też zaplanowane wcześniej dwustronne spotkania z prezydentami Zambii, Senegalu i Angoli. Rozmówcy Tuska nie zostali wybrani przypadkowo. – To kraje, które deklarują wolę budowania demokratycznego państwa prawa. A jednocześnie są dobrymi rynkami zbytu – mówi nam polski dyplomata. Nieoficjalnie mówi się też, że jednym z tematów spotkań premiera mogła być próba uzyskania poparcia dla kandydatury Polski do Rady Bezpieczeństwa ONZ. Poza pięcioma stałymi członkami jest też dziesięciu członków rotacyjnych. Kadencja pięciu z nich upływa w tym roku.

Unia Europejska jest, jak do tej pory, najpoważniejszym partnerem handlowym Afryki: w 2012 roku 37 proc. obrotów handlowych Afryki stanowiła wymiana eksportowo-importowa z UE. Europejskie rządy są też największym dawcą pomocy rozwojowej. Jednak inni nauczyli się robić interesy z Afryką i stanowią konkurencję dla UE. Największym graczem na kontynencie są teraz Chiny, które, inaczej niż UE, swoich relacji gospodarczych i dyplomatycznych nie warunkują poszanowaniem praw człowieka.

Unia nie chce ustępować pola, bo Afryka, mimo że ciągle gnębiona ubóstwem i konfliktami, to bardzo perspektywiczny region. – Nadszedł czas na zmianę modelu naszych relacji  – ze współpracy rozwojowej na partnerstwo równych, w którym kluczową rolę odgrywają handel i inwestycje – powiedział Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady Europejskiej. Jeden z tematów stanowiły umowy o wolnym handlu z najuboższymi państwami świata, z których 33 znajdują się na kontynencie afrykańskim. Umowy muszą zostać podpisane do października 2014 roku, bo inaczej kraje te stracą bezcłowy dostęp do rynku europejskiego. Boją się one jednak żądanego w zamian otwarcia na produkty i usługi europejskie.

Na szczycie nie obyło się bez dyplomatycznych zgrzytów. Nie przybył przywódca Zimbabwe Robert Mugabe, bo Unia odmówiła wizy jego żonie. Małżeństwo jest na liście sankcji wizowych za łamanie praw człowieka, ale w drodze wyjątku dla Mugabe UE była gotowa ten zakaz zawiesić. Dla jego żony już nie, więc prezydent na znak solidarności nie przyjechał do Brukseli. Wyjazd odwołał też prezydent RPA Jacob Zuma, choć władze w Pretorii nie potwierdziły oficjalnie, że ma to związek z afrontem wobec Mugabe. Przy okazji szczytu odbyło się kryzysowe spotkanie wspólnoty międzynarodowej w sprawie Republiki Środkowoafrykańskiej, gdzie trwa wojna między muzułmanami a chrześcijanami.