Obserwując wydarzenia na sąsiedniej Ukrainie, nagle uświadomił sobie, że również w jego kraju Moskwa może przystąpić do podobnej operacji „ochrony rosyjskojęzycznej ludności". – Łukaszenko zaczął zdawać sobie sprawę, że od niedawna ma do czynienia z nową Rosją i nowym Putinem – powiedział „Rz" białoruski politolog Walery Karbalewicz.
Emocje prezydenta
Swoim emocjom dał Łukaszenko wyraz w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji NTV: „Wyobraźcie sobie, jak Rosja będzie broniła rosyjskojęzycznych na Białorusi, skoro u nas 99 proc. mówi po rosyjsku". – On jest bardzo emocjonalny, czasami mówi to, co myśli – wyjaśnia „Rz" ekspert OSW Wojciech Konończuk. – Jeśli chodzi o ścisłość, to widać, że boi się, powiedzmy, o Bobrujsk i wschodnią Białoruś.
W związku z tym politycy i eksperci wskazują, że „akceptacja dla rosyjskich działań [wobec Ukrainy] ze strony Łukaszenki jest dość ograniczona". Początkowo jednak wydarzenia na Majdanie białoruski przywódca przyjął tak, jak zwykł to robić: żądając od sąsiadów, by „zrobili porządek". Przełom nastąpił, gdy były prezydent Wiktor Janukowycz uciekł z kraju, a rosyjska armia okupowała Krym.
„Można uznawać czy nie uznawać, ale to niczego nie zmieni, Krym jest rosyjski" – mówił jeszcze w marcu. Nowe władze ukraińskie natychmiast odwołały swojego ambasadora z Mińska „na konsultacje". Wbrew jednak oczekiwaniom Łukaszenko nie obraził się na Kijów, nie zaczął – jak to ma w zwyczaju – publicznie obrażać nowe władze.
Można chyba przyjąć, że uwaga na temat Krymu była „emocjonalnym" wyskokiem czy może smutną konstatacją, że co Rosja raz wzięła, tego już nie odda. Jeszcze w marcu białoruski prezydent spotkał się z p.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandrem Turczynowem. Tymczasem nowy ukraiński lider nie jest uznawany przez Moskwę, a do pierwszego spotkania Rosjan z nim dojdzie dopiero 17 kwietnia w Genewie. Sam Łukaszenko powiedział, co sądzi o postawie Kremla wobec nowych władz w Kijowie: „Jestem przeciwnikiem takiego podejścia: nie uznajemy i już".