W nocy z soboty na niedzielę, zaledwie 48 godzin po podpisaniu w Genewie rosyjsko-amerykańsko-unijno-ukraińskiego porozumienia o przywróceniu pokoju na Ukrainie, został zaatakowany posterunek rosyjskich separatystów na granicy Słowiańska – twierdzi moskiewska telewizja Rossija 24. Jej zdaniem w zajściu zginęło trzech „obrońców" barykady, a kolejnych kilku zostało rannych. Dmitrij Kisielow, znany z nacjonalistycznych poglądów dziennikarz zaprzyjaźniony z Władimirem Putinem, dziwnym zbiegiem okoliczności niemal natychmiast zjawił się na miejscu zdarzenia. I od razu stwierdził, że atakujący to około 20 działaczy Prawego Sektora, ukraińskiej nacjonalistycznej organizacji popierającej rząd w Kijowie.
Wizytówka Jarosza
Jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało, Kisielow zebrał nawet „dowody" na poparcie swojej tezy. To przede wszystkim... wizytówka samego Dmytra Jarosza, lidera Prawego Sektora, rzekomo znaleziona na miejscu zdarzenia. A także pliki nieużywanych banknotów studolarowych, które miały dostarczyć władze amerykańskie. Podobnie jak pochodząca z tego samego źródła specjalna amunicja i zdjęcia satelitarne okolicy.
Ukraińskie strony internetowe pełne były wczoraj fotomontaży ukazujących wizytówkę Jarosza na Księżycu czy w Kaplicji Sykstyńskiej – tyleż „dowodów" zasięgu wpływów Prawego Sektora. Dziennikarze „Guardiana", „Le Monde" i innych zachodnich mediów próbowali jednak na poważnie potwierdzić wersję wydarzeń Kisielowa i dotarli do Słowiańska kilka godzin po strzelaninie. Nie zostali jednak dopuszczeni ani do kostnicy, gdzie rzekomo miały się znaleźć ciała zabitych, ani do świadków zdarzenia. Pokazano im jedynie spalone samochody, które miały należeć do zaatakowanych separatystów.
Kreml nie ma jednak żadnych wątpliwości, jak zinterpretować zdarzenia w Słowiańsku.
– Władze w Kijowie podjęły działania, które stanowią brutalne pogwałcenie porozumień z Genewy – oświadczył na specjalnie zwołanej w poniedziałek konferencji prasowej w Moskwie szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. Przyznał, że jest „zaszokowany" tym, iż ukraińskie władze „albo nie potrafią, albo nie chcą przejąć kontroli nad radykalnymi ugrupowaniami paramilitarnymi".