Reklama

Stalin nie zrobiłby tego lepiej

Kreml zdaje się szykować inwazję na zachodniego sąsiada, sięgając do metod propagandy z lat 50.

Publikacja: 22.04.2014 07:00

Stalin nie zrobiłby tego lepiej

Foto: AFP

W nocy z soboty na niedzielę, zaledwie 48 godzin po podpisaniu w Genewie rosyjsko-amerykańsko-unijno-ukraińskiego porozumienia o przywróceniu pokoju na Ukrainie, został zaatakowany posterunek rosyjskich separatystów na granicy Słowiańska – twierdzi moskiewska telewizja Rossija 24. Jej zdaniem w zajściu zginęło trzech „obrońców" barykady, a kolejnych kilku zostało rannych. Dmitrij Kisielow, znany z nacjonalistycznych poglądów dziennikarz zaprzyjaźniony z Władimirem Putinem, dziwnym zbiegiem okoliczności niemal natychmiast zjawił się na miejscu zdarzenia. I od razu stwierdził, że atakujący to około 20 działaczy Prawego Sektora, ukraińskiej nacjonalistycznej organizacji popierającej rząd w Kijowie.

Wizytówka Jarosza

Jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało, Kisielow zebrał nawet „dowody" na poparcie swojej tezy. To przede wszystkim... wizytówka samego Dmytra Jarosza, lidera Prawego Sektora, rzekomo znaleziona na miejscu zdarzenia. A także pliki nieużywanych banknotów studolarowych, które miały dostarczyć władze amerykańskie. Podobnie jak pochodząca z tego samego źródła specjalna amunicja i zdjęcia satelitarne okolicy.

Ukraińskie strony internetowe pełne były wczoraj fotomontaży ukazujących wizytówkę Jarosza na Księżycu czy w Kaplicji Sykstyńskiej – tyleż „dowodów" zasięgu wpływów Prawego Sektora.  Dziennikarze „Guardiana", „Le Monde" i innych zachodnich mediów próbowali jednak na poważnie potwierdzić wersję wydarzeń Kisielowa i dotarli do Słowiańska kilka godzin po strzelaninie. Nie zostali jednak dopuszczeni ani do kostnicy, gdzie rzekomo miały się znaleźć ciała zabitych, ani do świadków zdarzenia. Pokazano im jedynie spalone samochody, które miały należeć do zaatakowanych separatystów.

Kreml nie ma jednak żadnych wątpliwości, jak zinterpretować zdarzenia w Słowiańsku.

– Władze w Kijowie podjęły działania, które stanowią brutalne pogwałcenie porozumień z Genewy – oświadczył na specjalnie zwołanej w poniedziałek konferencji prasowej w Moskwie szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. Przyznał, że jest „zaszokowany" tym, iż ukraińskie władze „albo nie potrafią, albo nie chcą przejąć kontroli nad radykalnymi ugrupowaniami paramilitarnymi".

Reklama
Reklama

Umowa z Genewy zakładała, że obie strony, rosyjscy separatyści i władze ukraińskie, rozbroją nielegalne ugrupowania i doprowadzą do uwolnienia budynków publicznych. To jednak nie nastąpiło. W niedzielę uzbrojeni buntownicy wycofali się tylko z jednej miejscowości w obwodzie donieckim: Jenakijewe. Wciąż jednak zajmowali urzędy przynajmniej w dziewięciu miastach regionu. Jedno z nich, Słowiańsk, właściwie z całości znajdowało się w rękach opozycjonistów.

– To jest dziś najbardziej niebezpieczne miejsce na Ukrainie – uważa Wiktoria Siumar, zastępczyni szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego w Kijowie.

„Kreml odnosi dyplomatyczne zwycięstwo”

Misja OBWE, która zgodnie z umową z Genewy miała weryfikować wypełnienie porozumień, nie została wpuszczona do miasta. Ukraińskie władze alarmują także, że w Słowiańsku w trakcie świątecznego weekendu zostało porwanych trzech dziennikarzy.

– Nie czujemy się związani umowami z Genewy, bo to nie my je podpisywaliśmy. Wycofamy się, jeśli najpierw z budynków Rady Najwyższej i siedziby rządu wycofają się obecne władze Ukrainy. Niech opuszczą także Majdan – mówi separatysta o imieniu Andriej wysłannikowi stacji Rossiji 24.

Reklama
Reklama

Z sondażu przeprowadzonego przez Międzynarodowy Instytut Socjologii w Kijowie wynika, że 52,2 proc. mieszkańców obwodu donieckiego i 69,7 proc. całego ukraińskiego wschodu wcale nie chce przyłączenia do Rosji (przeciwnego zdania jest odpowiednio 27,5 i 15,4 proc. pytanych). Ale jednocześnie ?74 proc. żyjących w regionie donieckim uważa, że rząd w Kijowie jest nielegalny i nie bierze pod uwagę interesów mieszkańców wschodniej Ukrainy.

Zabiłbym Awakowa

Nieufność do rządu Jaceniuka i bierność większości ludności wykorzystują zwykle nieliczące więcej niż kilkuset doskonale uzbrojonych bojówkarzy grupy rosyjskich separatystów, aby utrzymać kontrolę nad znaczną częścią obwodu donieckiego i stworzyć warunki do ewentualnej bezpośredniej interwencji wojsk rosyjskich na Ukrainie.

– Najchętniej osobiście zabiłbym Awakowa (minister spraw wewnętrznych Ukrainy – red.) – mówi otwarcie samozwańczy burmistrz 120-tysięcznego Słowiańska Wiaczesław Ponomariow. I apeluje do Władimira Putina o „jak najszybsze przysłanie misji pokojowej na Ukrainę".

Ołeksandr Turczynow, p.o. prezydenta, uważa, że Moskwa „przystąpiła do eksterminacji niepodległości Ukrainy". Tym bardziej że propozycja Kijowa przyznania znaczących kompetencji regionom na wschodzie kraju, w tym prawo do wysuwania kandydatów na gubernatorów, w żaden sposób nie uspokoiła nastrojów.

– Potrzebujemy realnej pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych – mówi, nie ukrywając już zawodu polityką Waszyngtonu, premier Arsenij Jaceniuk.

Na tę jednak liczyć raczej trudno.

Reklama
Reklama

– Realia geografii i proporcji sił są takie, że rozwiązanie siłą tego kryzysu nie jest możliwe. Kryzys na Krymie pokazał, że z punktu widzenia wojskowego Ukraina stoi na przegranej pozycji – mówi amerykański ambasador w Kijowie Geoffrey Pyatt.

Rosjanie zamierzają natomiast ściśle trzymać się tych postanowień z Genewy, które są dla nich korzystne. Chodzi przede wszystkim o zobowiązanie Kijowa do przekształcenia kraju w luźną federację z szerokimi kompetencjami dla władz regionalnych, łącznie z polityką zagraniczną. Wstrzymanie przez Jaceniuka takiej reformy, które de facto prowadzi do podziału kraju, może teraz bez trudu być wykorzystane przez Kreml jako pretekst do przeprowadzenia bezpośredniej interwencji na wschodzie Ukrainy. O ile dotychczasowe miałyby Moskwie nie wystarczyć.

W nocy z soboty na niedzielę, zaledwie 48 godzin po podpisaniu w Genewie rosyjsko-amerykańsko-unijno-ukraińskiego porozumienia o przywróceniu pokoju na Ukrainie, został zaatakowany posterunek rosyjskich separatystów na granicy Słowiańska – twierdzi moskiewska telewizja Rossija 24. Jej zdaniem w zajściu zginęło trzech „obrońców" barykady, a kolejnych kilku zostało rannych. Dmitrij Kisielow, znany z nacjonalistycznych poglądów dziennikarz zaprzyjaźniony z Władimirem Putinem, dziwnym zbiegiem okoliczności niemal natychmiast zjawił się na miejscu zdarzenia. I od razu stwierdził, że atakujący to około 20 działaczy Prawego Sektora, ukraińskiej nacjonalistycznej organizacji popierającej rząd w Kijowie.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Reklama
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1245
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1244
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1242
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1241
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1240
Reklama
Reklama