Gdy w grudniu 1994 roku japoński pisarz Kenzabur? ?e odbierał Nagrodę Nobla jako drugi japoński literat w historii, wygłosił mowę zatytułowaną „Niejednoznaczna Japonia i ja". Japonia ma wiele twarzy i trudno jednoznacznie określić, co mogą one sobą przedstawiać. Kiwanie głową na tak może być w rzeczywistości wyrazem kompletnego sprzeciwu wobec tego, co mówimy. Uśmiech może być jedynie przyklejonym wyrazem aprobaty na pokaz dla innych. Japończyk musi dbać o zachowanie swojej twarzy, dlatego wygodniej jest przybrać tę pokerzysty, by nikogo nie urazić i samemu wyjść z honorem. W każdej sytuacji.
Kraj kamiennych twarzy
Możemy sobie jedynie próbować wyobrazić, jak trudne musi być prowadzenie rozmów z japońskimi politykami. Ich słowa ważą inaczej niż nasze, a gdy omawiana sprawa dotyka japońskiej dumy, wtedy można być pewnym, że nie dojdziemy do porozumienia. Przymierze z Japończykami musi odbyć się na ich zasadach, inaczej zwyczajnie się nie da. Przecież inni Japończycy zobaczą, co ich polityczny przedstawiciel wynegocjował i najmniejsza rzecz nie pozostanie bez echa. To oficjalna wersja utrzymywania tego stanu rzeczy. W praktyce politykom na ręce patrzy ogromny system wzajemnych zależności pomiędzy starymi rodami, frakcjami i firmami. Wszystko powiązane od dekad, często wynikające z czasów samurajskich tradycji. Gdy ten wielki brat tradycji czuwa, nie można pozwolić sobie na najmniejszy błąd. Jeżeli mamy do czynienia z politykiem od dziecka wychowywanym w rodzinie polityków, premierów i ministrów, w atmosferze głębokiego poszanowania narodowych wartości, wtedy dyplomatyczny galimatias urasta do kwadratu.
Tym politykiem jest w Japonii Shinzo Abe, obecny premier. To z nim rozmawiał przez dwa dni spędzone na początku swojej azjatyckiej podróży amerykański prezydent. Była kameralna kolacja w najsłynniejszej na świecie restauracji sushi. Były lody w kształcie góry Fuji przygotowane z japońskiej zielonej herbaty serwowane razem z francuskimi daniami na obiedzie u cesarskiej pary. Barack Obama spotkał się także z rodzinami Japończyków porwanych przez północnokoreański reżim. Grał nawet w piłkę z człekokształtnym robotem Asimo. Obama rozmawiał z robotem po angielsku i zwiedzał tokijską wystawę Miraikan. O pozostałych humanoidach powiedział, że trochę go przerażały, bo wyglądały jak żywe. Amerykański przywódca bardzo się starał nie popełnić żadnej gafy, tak jak miało to miejsce podczas poprzedniego spotkania z japońskim cesarzem. W 2009 roku Obama przejął się japońskim zwyczajem ukłonów na powitanie i zgiął się przed cesarzem Akihito pod zbyt głębokim kątem 90 stopni. Tym razem Obama wtrącał poprawne zwroty po japońsku, przywitał się ze zgromadzonymi gośćmi u cesarza „konbanwa" czyli dobry wieczór, a w sali robotów do japońskich studentów powiedział „gambatte kudasai", czyli „dajcie z siebie wszystko". Po kolacji u mistrza Jiro Ono powiedział premierowi Abe, że nigdy nie jadł lepszego sushi.
Każdy się starał, jak mógł
Shinzo Abe też się starał, ale po swojemu. U cesarza nie podano wieprzowiny ani wołowiny, by nie dotykać tematu wysokich ceł, jakimi Japonia broni swoich towarów przed importem. Starał się nie dotykać konkretnych tematów związanych z wprowadzaniem TPP, czyli Transpacyficznego Partnerstwa, ciężar amerykańsko-japońskich rozmów został przeniesiony na odpowiednich ministrów. Ze strony Abe negocjacje prowadzi Akira Amari, przedstawicielem USA jest Michael Froman. W kwietniu przeprowadzono 42 godziny rozmów o TPP na wysokim szczeblu i wciąż nie jest pewne, jak przekonać Japonię do poluzowania swoich barier celnych. Prawdopodobnie Stany Zjednoczone pozwolą swojemu kluczowemu sojusznikowi na Pacyfiku na zachowanie wysokich ceł na ryż, cukier i zboże. Jeżeli chodzi o wspominane mięsa rozważa się stopniowe obniżanie stawek do 9 proc. z obecnie obowiązujących 38,5 proc.
100 minut oficjalnych rozmów Abe i Obamy potwierdziło gwarancje bezpieczeństwa udzielane Japonii przez Stany Zjednoczone. Sporne z Chinami wyspy Senkaku USA uważają za terytorium Japonii i na podstawie artykułu piątego traktatu bezpieczeństwa pomiędzy oboma krajami są zobligowane do obrony sojusznika w sytuacji zagrożenia. O incydent ze strony Chin bardzo łatwo, tym bardziej, że Japonia rozpoczyna budowę nowej bazy wojskowej w pobliżu wybrzeży Senkaku. Zapewnienia Obamy są dla Japończyków ważne, ale mogą pogorszyć sytuację z Chinami. I to wcale nie mniej niż pojawianie się premiera Abe w kontrowersyjnej świątyni Yasukuni, w której leżą japońscy zbrodniarze wojenni. Chiny będą musiały w jakiś sposób zareagować na tak wyraźnie wypowiadane przez amerykańskiego przywódcę słowa. Na pewno dadzą do zrozumienia, jak bardzo im się taka postawa nie podoba.