Wprawdzie komunistyczna Korea Północna nie zdecydowała się na przeprowadzenie kolejnej próby jądrowej w związku z przybyciem Obamy (zapewne nie chcąc drażnić Chin), ale atmosfera podczas jego czwartej już wizyty w Seulu i tak pozostała trudna.

Obama musiał się zmierzyć zarówno z wrogimi gestami Północy oraz ciężką atmosferą wewnątrzpolityczną po zatonięciu promu „Sewol" koło wyspy Czedżu, jak i z tradycyjnym problemem braku skłonności Seulu do współpracy z Japonią.

Północni Koreańczycy przypuścili tym razem wyjątkowo agresywny – nawet jak na własne standardy – atak propagandowy. W oficjalnych mediach Obama nazwany został alfonsem, a prezydent Korei Południowej pani Park Geun Hye amerykańską dziwką. Wściekłość Pjongjangu związana była tym razem z planami przekazania operacyjnego dowództwa nad siłami zbrojnymi w Korei Południowej rządowi w Seulu, począwszy od 2015 r. (dotychczasowe umowy przewidywały, że w razie konfliktu kierowanie stacjonującymi w Korei wojskami USA w sile 28 tys. żołnierzy i armią Republiki Korei przejmą dowódcy amerykańscy). Ostatecznie termin ten zostanie na prośbę rządu w Seulu przesunięty co najmniej o kolejne dwa lata.

Niestety, na razie nie widać oznak postępu w dziedzinie japońsko-koreańskiej współpracy wojskowej, na której bardzo zależy Waszyngtonowi. Współdziałanie obu państw byłoby istotne w świetle zbrojeń i rosnącej asertywności politycznej Chin w regionie. Od czasu gdy zarówno w Japonii, jak i w Korei do głosu doszli narodowi konserwatyści, wzajemne kontakty obu krajów padają ofiarą retoryki historycznej i wzajemnej niechęci datującej się z czasów japońskiej okupacji Korei w pierwszej połowie XX wieku.

Mimo napiętej sytuacji na wschodzie Azji pojawiają się na szczęście także pozytywne sygnały. Takim było osiągnięcie pod koniec zeszłego tygodnia (niezależnie od azjatyckiej podróży amerykańskiego prezydenta) tzw. kodu nieplanowanych spotkań. To ważne porozumienie Chin, Japonii, USA i 19 innych państw Azji określające sposoby reakcji na pojawienie się obcych jednostek na morzu i komunikacji ze stroną przeciwną w nieprzewidzianych sytuacjach. Porozumienie takie zmniejsza możliwość wybuchu przypadkowego konfliktu z powodu błędu lokalnych dowódców lub złej interpretacji zachowań obcych jednostek, np. na spornych akwenach Morza Południowochińskiego.