Listę ofiar śmiertelnych izraelskiej operacji w Gazie publikuje palestyńska agencja Maan. Wczoraj późnym popołudniem było na niej 81 nazwisk. 20 przybyło w czwartek, w tym osiem takich samych – rodziny al-Hadż, której dom w drugim co do wielkości mieście Chan Junis wzięli na cel Izraelczycy. Ponad pół tysiąca Palestyńczyków zostało rannych.
Czy do akcji wkroczą też wojska lądowe? Wszystko zależy od tego, tłumaczą władze izraelskie, czy z Gazy przestaną wylatywać rakiety w kierunku Izraela. Izraelska operacja, rozpoczęta 7 lipca, na razie wyłącznie z powietrza, ma dwie zamienne nazwy: „Krawędź ochronna" (to tłumaczenie z jej angielskiej wersji) i „Niewzruszona skała" (z wersji hebrajskiej). W każdej chwili może zostać przerwana – zapewniają władze – warunek jest jeden: zakończenie ostrzału rakietowego ze Strefy Gazy.
Izraelczycy starają się przekonać międzynarodową opinię publiczną, że prowadzą operację w jak najbardziej humanitarny i łagodny sposób.
Jak usłyszała wczoraj „Rz" od dyplomatów izraelskich, siły zbrojne stosują taktykę „pukania w dach". Polega ona na tym, że gdy namierzą cel, czyli wyrzutnie rakiet ustawione w ogrodzie czy w piwnicy palestyńskiego domu, to najpierw dzwonią do właściciela (spis komórek ma izraelski wywiad). I dają mu dziesięć minut na opuszczenie domu wraz z rodziną. Potem trafiają w dach domu pociskiem, który nie ma powodować szkód. Po kolejnych kilku minutach strzelają już prawdziwą rakietą, która niszczy dom. Ale zgodnie z ostrzeżeniem powinien być pusty.
Zabita we wtorek w Chan Junis rodzina Kaware nieoczekiwanie wróciła do domu mimo telefonicznego ostrzeżenia, tłumaczyła „niezamierzoną tragedię" armia izraelska.