Dzisiaj w Betlejem. Coraz mniej chrześcijan za murem [korespondencja]

W miejscu narodzenia Chrystusa trudno oderwać się od polityki. Choć niektórzy, miejscowi chrześcijanie i nieliczni turyści z zagranicy, próbują. Jerzy Haszczyński z Betlejem

Aktualizacja: 24.12.2014 15:24 Publikacja: 24.12.2014 14:22

Dzisiaj w Betlejem. Coraz mniej chrześcijan za murem [korespondencja]

Foto: Jerzy Haszczyński

Słoneczne wigilijne południe w Betlejem. Na Placu Żłóbka, przy którym wznosi się niepozorna Bazylika Narodzenia Pańskiego, już teraz tłok, choć prawdziwych tłumów można się spodziewać po zmroku.

Nad ładem próbuje zapanować uzbrojona co najwyżej w pałki policja palestyńska, ruch pomagają jej regulować ustawione zawczasu metalowe ogrodzenia.

Muezzin i kobzy

Elementy chrześcijańskie mieszają się tu z muzułmańskimi, orientalne z zachodnimi. Muezzin nawołuje do modlitwy z minaretu Meczetu Omara, położonego naprzeciw Bazyliki Narodzenia Pańskiego.

Chwilę później obok meczetu przechodzi pochód drużyn skautowych katolickich i prawosławnych, niektóre wyglądają jak przeniesione z wysp brytyjskich – nie chodzi tylko o mundury, ale i o kobzy, w które dmą młodzi Palestyńczycy.

Starymi kamiennymi uliczkami biegnącymi w kierunku Placu Żłóbka zmierzają też rodziny konserwatywnych muzułmanów, kobiety skromnie ubrane, z chustami dokładnie zakrywającymi włosy. Dla nich prowokująco mogą wyglądać wystawione przed wieloma barami butelki alkoholu. Sprzedaje się tu nawet wino grzane, choć klientów można się spodziewać, gdy nadejdzie chłodna noc.

Generacja odciętych od Jerozolimy

- Nastrój jest radosny, beztroski, świąteczny, ale w sercach wielu miejscowych chrześcijan jest lęk, obawa i gniew – mówi mi ksiądz katolicki, Włoch, mieszkający w Betlejem od pięciu lat. Lęk o przyszłość wyznawców Chrystusa w miejscu, gdzie się urodził. Obawa o bezpieczeństwo. Gniew na Izraelczyków, którzy nie pozwalają wielu miejscowym na normalne poruszanie się poza miasto, czyli przejście przez izraelski punkt kontroli na drugą stronę izraelskiego muru.

- Tylko dwa procent mieszkańców Betlejem ma stałą przepustkę, pozwalającą im na dojazd do pracy, głównie do Jerozolimy – podkreśla w rozmowie z rp.pl Wera Ghatas Babun, burmistrz Betlejem. Do Jerozolimy jest z Betlejem 10 km, nowe izraelskie osiedla wzniesione na przedmieściach Jerozolimy widać z okolic Placu Żłóbka gołym okiem.

- Jesteśmy ofiarami niewypowiedzianej wojny. Mamy już jeden mur, na północy, grozi nam budowa następnego. Mur przerwał drogę dla wiernych między Bazyliką Narodzenia Pańskiego w naszym mieście a Bazyliką Grobu Pańskiego w Jerozolimie. - Mamy już całe, najmłodsze pokolenie, które w ogóle nie było na Starym Mieście w Jerozolimie. To generacja palestyńskich chrześcijan z Betlejem odciętych od Jerozolimy – denerwuje się pani burmistrz.

Teściowa z Polski

Wera Ghatas Babun jest katoliczką, pochodzącą z rodziny prawosławnej.

Tradycyjnie burmistrzem Betlejem jest chrześcijanin, zazwyczaj był to wierny Greckiego Kościoła Prawosławnego (co nie oznacza, że był Grekiem. Był Arabem, Palestyńczykiem).

Troje ostatnich szefów miasta to jednak katolicy. Wera Ghatas Babun wyznaje: Moja teściowa to Polka. Już nie żyje, spoczęła na cmentarzu w Betlejem.

Triumfy islamu

Betlejem nie jest już chrześcijańskim miastem. Muzułmanie stanowią tu zdecydowaną większość, choć jeszcze w 1948 roku, gdy powstawało państwo Izrael i rozkręcał się na dobre konflikt izraelsko-palestyński, chrześcijaninami było 85 procent mieszkańców.

Statystyki są dwie – jedna dotyczy samego starego Betlejem. W jego granicach jest 33 tys. mieszkańców, z tego 14 tys. to chrześcijanie (42 proc.). Ale Betlejem tworzy teraz jeden organizm z Beit Dżalą i Beit Sahur, i w tej aglomeracji chrześcijanie stanowią już zaledwie 22 proc.

Te dane lubią przedstawiać władze miejskie, by uzmysłowić przybyszom z Zachodu, jakie triumfy w mieście narodzin Chrystysa odnosi islam. Winę za zmniejszanie się liczby chrześcijan ponosi zdaniem pani burmistrz i wielu jej rodaków Izrael - bo okupuje, wznosi mury, utrudnia życie.

Rodziny chrześcijańskie, zazwyczaj lepiej wykształcone, mają mniej dzieci niż rodziny muzułmańskie. Chrześcijanom łatwiej się też imigruje na Zachód czy do Ameryki Łacińskiej (wielu betlejemczyków w latch 60. i 70 wyjeżdzało właśnie na drugą półkulę) – mają tam często krewnych, znają języki i prościej im się asymilować. - Izrael robi wszystko, by utrudnić powroty palestyńskiej chrześcijańskiej diasporze z Ameryki Łacińskiej – dodaje Wera Ghatas Babun.

Polityczne bombki

Betlejem żyje głównie z turystów, a większość z nich to pielgrzymi.

Wydawało się, że dopiszą na Boże Narodzenie, ale są raczej nieliczni. - Prawie ich nie ma, boją się wojen. W lecie była w Strefie Gazy, wciąż jest w Syrii. Nie zastanawiają się, jak daleko od niebezpiecznych miejsc jest Betlejem – mówi Adnan al-Koma, właściciel dużego sklepu z pamiątkami: wyrobami z drzewa oliwnego, srebra, złota. Wczoraj było u niego pusto. Pani burmistrz przedstawia konkretne dane: - Po wojnie w Gazie odwołano 60 proc. rezerwacji na okres Bożego Narodzenia. A już tak dobrze się zapowiadało, mieliśmy dobry start na początku roku, liczba pielgrzymów wzrosta niemal dwukrotnie. W maju odwiedził nas papież Franciszek. „Turystów mniej, pielgrzymów mniej. Zawsze winni jesteśmy my. I mur, który wznieśliśmy, by się bronić przed terrorystami" - komentuje izraelski portal informacyny. Izraelskie gazety internetowe wskazują na próbę wykorzystania przez Palestyńczyków obchodów Bożego Narodzenia do celów politycznych. Nawet choinka na Placu Żłóbka ma bombki w palestyńskich barwach narodowych (są czerwone, zielone, czarne i białe). A główne hasło świątecznych uroczystości brzmi: „Wszystko, czego potrzebuję na Boże Narodzenie, to sprawiedliowość" (w domyśle: niesprawiedliwie wobec Palestyńczyków postępuje państwo izraelskie).

Sztuczna choinka

- Ja w Jerozolimie nie byłem od 1990 roku – mówi mi korpulentny 60-latek z wąsem, którego spotykam w Wigilię w ratuszu betlejemskim. Nazywa się Rok Rok, jest radnym i przede wszystkim znanym tu adwokatem.

- Nie mam izraelskiego zezwolenia i przez tyle lat nie mogłem pojechać do szpitala, ani się pomodlić, ani też nie miałem szansy dokończyć specjalnych kursów kościelnych, a te – niezależnie od tego czy prawosławne, katolickie czy protestanckie – są tylko w Jerozolimie – dodaje Rok Rok, katolik.

Od mecenasa Roka dowiaduję się, jak katolickie rodziny spędzają Boże Narodzenie. Zaczynają od udziału w pasterce na Placu Żłóbka. Następnego dnia rano obdarowują się prezentami. Prezenty są pod choinką. Teraz sztuczną: - Kiedyś mieliśmy naturalne, ale teraz sprowadzenie takiego drzewka to poważny problem. Nieliczne prawdziwe choinki uprawiają na terenie Beltejem salezjanie, jak jedno drzewko wytną, zaraz sadzą następne.

Czy są tu tradycyjne dania bożonarodzeniowe? Raczej nie. Rodzina radnego i adwokata Roka Roka spożywa świąteczne jagnię, pieczone w całości, z nadzieniem z ryżu, migdałów, orzechów, cukinii i innych warzyw. To odmiana znanego i w innych częściach Bliskiego Wschodu dana charuf mahszi.

- Wielu moich rodaków właśnie jagnięciem lub nawet owcą uczci Boże Narodzenie. Ja zjem indyka – mówi mi spotkany na starej uliczce Betlejem Aszraf Tanus, pastor Kościoła luterańskiego, urodzony w arabskiej dzielnicy Jerozolimy. •

Słoneczne wigilijne południe w Betlejem. Na Placu Żłóbka, przy którym wznosi się niepozorna Bazylika Narodzenia Pańskiego, już teraz tłok, choć prawdziwych tłumów można się spodziewać po zmroku.

Nad ładem próbuje zapanować uzbrojona co najwyżej w pałki policja palestyńska, ruch pomagają jej regulować ustawione zawczasu metalowe ogrodzenia.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 885
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 879
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 873
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 872
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 870