Izrael oficjalnie nie przyznaje się do przeprowadzonego w niedzielę ataku na bojowników Hezbollahu, jednak analitycy nie mają co do tego wątpliwości. Do skutecznego ataku, do którego doszło pod Kuneitrą po syryjskiej stronie Wzgórz Golan, potrzebna była doskonała technika wojskowa i precyzyjne informacje wywiadowcze, a takimi dysponuje tylko Izrael.
W nalocie przeprowadzonym przez kilka helikopterów bojowych zginęło siedmiu ludzi, w tym irański generał i sześciu bojowników libańskiego Hezbollahu tradycyjnie wspieranego przez Teheran.
Iran od początku konfliktu wspiera reżim w Damaszku, głównie udostępniając mu technikę wojskową i przysyłając doradców. Irańczycy zbudowali w Syrii fabrykę pocisków rakietowych, co wyraźnie wzmocniło siły rządowe. Jednocześnie Irańczycy twierdzą, że ich wsparcie jest ograniczone, i odrzucają oskarżenia o udzielanie Damaszkowi pomocy w próbach budowania broni jądrowej (pisał o tym niedawno niemiecki tygodnik „Der Spiegel").
Sepah, oficjalna agencja informacyjna irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, potwierdziła, że w Syrii poległ generał Mohammad Ali Allahdadi, który miał udzielać „ważnych porad" rządowi syryjskiemu.
Według agencji doradzał on osobiście prezydentowi Baszarowi Asadowi, „jak pozbyć się z kraju salafickich terrorystów" (tak Irańczycy nazywają fundamentalistów sunnickich walczących z władzami w Damaszku). Wiadomość o śmierci generała podała też agencja prasowa FARS, określająca Allahdadiego jako „męczennika", czyli poległego w walce.