Zgodnie z oczekiwaniami rządząca w Estonii centroprawicowa Partia Reform wygrała niedzielne wybory parlamentarne. Ugrupowanie premiera Taavi Roivasa zdobyło 27,7 proc. głosów, zaledwie o 1 pkt proc. mniej niż w 2011 r.
– Wynik Partii Reform niewiele gorszy niż w poprzednich wyborach jest w istocie sukcesem, bo po skandalu korupcyjnym obciążającym polityków tego ugrupowania można się było spodziewać poważniejszych konsekwencji – tłumaczy „Rz" Erkki Bahovski z Międzynarodowego Centrum Studiów Bezpieczeństwa w Tallinie.
Po wyborach okazało się, że obawy przed sąsiedztwem wrogo nastawionej Rosji, choć pozostały poważnym czynnikiem, nie wpłynęły zasadniczo na wyborcze preferencje mieszkańców Estonii. Kierowana przez mera Tallina i byłego premiera Edgara Savisaara Partia Centrum opowiadająca się za dobrymi relacjami z Rosją (i mająca umowę o współpracy z putinowską Jedną Rosją) uzyskała drugie miejsce z wynikiem 24,8 proc.
– Jeśli Estończycy tak bardzo baliby się Rosji, to nie oddawaliby głosów na mniejsze partie, które w centrum uwagi stawiały sprawy mniej istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, np. sprzeciw wobec małżeństw gejowskich albo walkę z nadużyciami polityków – mówi Erkki Bahovski. W tym sensie wynik wyborów zaskoczył – w 101-miejscowym parlamencie zamiast dotychczasowych czterech będzie już sześć partii (po raz pierwszy pojawiły się w nim dwa małe ugrupowania populistyczne – Konserwatywna Partia Ludowa i Partia Wolności).
Kwestie bezpieczeństwa – choć jak się okazało bardzo ważne dla Estończyków z niepokojem obserwujących zarówno wydarzenia na Ukrainie, jak i powtarzające się prowokacje wobec państw bałtyckich – nie okazały się jedynym tematem kampanii. Świadczyła o tym szeroka dyskusja wokół gospodarki. Uaktywnili się przeciwnicy podatku liniowego oraz zwolennicy podniesienia płac.
W swoim pierwszym przemówieniu po wyborach dotychczasowy (i zapewne następny) premier Roivas powiedział, że będzie chciał kontynuować koalicję z Partią Socjaldemokratyczną, jednak jej osłabienie (15,2 proc.) powoduje, że zapewne konieczne będzie dokooptowanie jeszcze jednego partnera. Niewykluczone, że mogliby to być konserwatyści (Unia na rzecz Republiki – Res Publica).
Nieco więcej zmian przyniosły odbywające się równolegle wybory samorządowe na Litwie, gdzie merowie rejonów i miast po raz pierwszy byli wybierani bezpośrednio. Najwięcej głosów (19,08 proc.) uzyskali współrządzący Litwą socjaldemokraci. Drudzy byli konserwatyści ze Związku Ojczyzny – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci (15,75 proc.). Trzecie miejsce zajął Litewski Ruch Liberałów (15,39 proc.) i to on najbardziej powiększył swój stan posiadania. Największym sukcesem liberałów jest dobry wynik ich kandydata Remigijusa Šimašiusa w walce o fotel mera Wilna. Drugi był dotychczasowy mer Arturas Zuokas. Do drugiej tury nie przeszedł Waldemar Tomaszewski, choć jego wynik – prawie 17 proc. – można uznać za dobry.