Gdyby można było cofnąć czas, Leszek Olszewski, 40–letni rolnik z Białowieżyna w województwie kujawsko–pomorskim, nie postawiłby na mleko. Wybrałby warzywa albo zboża, bo nikt nie kazałby mu płacić za to, że z powodu urodzaju wyprodukował ich więcej niż zazwyczaj. A tak puszczają mu nerwy, bo grozi mu ponad 300 tys. zł kary za przekroczenie kwoty mlecznej. – Nawet jeżeli spłata będzie rozłożona na trzy lata, miesięcznie wychodzi prawie 10 tys. zł. To przecież niewyobrażalna kwota – martwi się Olszewski. Rolników, którzy tak jak on zostaną ukarani za przekroczenie kwot mlecznych w sezonie 2014/2015, jest w Polsce ponad 1 tys. W sumie wg aktualnych szacunków będą musieli zapłacić blisko 700 mln zł, najwięcej w ciągu 11 lat obowiązywania w Polsce limitów mlecznych.
Kolejnego rekordu już na szczęście nie pobiją: 1 kwietnia, po ponad trzech dekadach, UE odeszła od limitowania produkcji mleka. Skorzystają na tym najwięksi i najbardziej aktywni rolnicy – oni bowiem mogą szybko zwiększyć wydajność swoich gospodarstw. Bank BGŻ szacuje, że w najbliższych pięciu latach skup mleka w Polsce może się zwiększyć nawet o jedną piątą. Do tej pory roczna kwota mleczna Polski wynosiła ok. 10 mld kg. Dawało nam to szóste miejsce w UE, za Niemcami, Francją, Wielką Brytanią, Holandią i Włochami. Po uwolnieniu rynku mamy szanse przesunąć się na trzecią pozycję pod względem ilości mleka dostarczanego do przetwórstwa. – Włochy, tak jak pozostałe południowe kraje UE, będą raczej odchodzić od produkcji mleka. Ograniczać ją będą najprawdopodobniej także Wielka Brytania oraz kraje skandynawskie – uważa Marta Skrzypczyk, analityk Banku BGŻ. Niemiec i Francji nie wyprzedzimy, bo tak jak my mają możliwości, by zwiększyć produkcję mleka. Groźnym konkurentem Polski stanie się Irlandia, gdzie skup mleka może pójść w górę nawet o połowę. – Po zniesieniu kwot zwiększy się konkurencja na rynku. Podołają jej gospodarstwa, które zwiększą efektywność i obniżą koszty – uważa Dariusz Sapiński, prezes Mlekovity, czołowej firmy mleczarskiej w Polsce.
Tekst pochodzi z Bloomberg Businessweek Polska
Sieci próbowały zarzucić u nas firmy niemieckie, francuskie, holenderskie, a nawet chińskie. Bez większych rezultatów.
A to oznacza konsolidację w mleku. I to na kilku poziomach. Poziom pierwszy: producenci mleka. – Za 10 lat w Polsce może pozostać nie więcej niż 100 tys. gospodarstw mlecznych. Dziś ich liczba przekracza 350 tys. – mówi Marta Skrzypczyk. Szanse na przetrwanie mają gospodarstwa liczące co najmniej 20 krów. Mniejsze muszą zwiększyć liczbę zwierząt albo wypadną z rynku. Większa rzeka mleka, która popłynie w Polsce, stwarza także szanse na dalszy rozwój najbardziej aktywnych firm mleczarskich. To drugi poziom konsolidacji. Wiele przedsiębiorstw przetwarzających biały surowiec ma wciąż 20–30 proc. niewykorzystanych mocy produkcyjnych. W efekcie przyspieszyć powinien eksport produktów z polskiego mleka, który tylko w 2014 roku poszedł w górę o 11 proc., do ponad 1,8 mld euro. Jest to możliwe tym bardziej, że ceny zakupu surowca są u nas nadal o blisko 15 proc. niższe od średniej unijnej. – Mocną stroną naszej branży mleczarskiej jest nie tylko spora różnica cen, ale również tańsza niż na Zachodzie siła robocza – mówi Edward Bajko, prezes Spomleku. – Nie zdziwiłbym się więc, gdyby przejęciem polskich zakładów interesowali się inwestorzy z zagranicy. To dla nich bardziej opłacalne niż budowa przetwórni od zera, bo zapewnia im dostęp do surowca – uważa.
