Taki scenariusz we wtorek ujawnił „Rz" John A. Heffern, zastępca szefa biura europejskiego w Departamencie Stanu.
– Nie zamierzamy przyznać Ukrainie Planu Działania na rzecz Członkostwa (MAP). Nawet nie wiemy, czy Ukraina chce o to wystąpić – przyznał Heffern.
Deklaracja jest znacząca, bo szczyty przywódców sojuszu, na których zapadają decyzje o strategicznym znaczeniu, są zwoływane tylko raz na parę lat. MAP zaś to decydujący etap przed formalnym zaproszeniem państwa kandydackiego do NATO. Określa zadania, jakie dany kraj ma spełnić, aby dostosować się do natowskich norm, w szczególności gdy chodzi o sprawność armii. Już na szczycie NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 r. prezydent George W. Bush chciał przyznać Ukrainie MAP. Ta inicjatywa spotkała się jednak ze sprzeciwem części europejskich sojuszników, w szczególności Niemiec i Francji. Ostatecznie stanęło na ogólnej formule, że „Ukraina stanie się członkiem NATO". Nie wiadomo jednak, co tak naprawdę ona oznacza.
O członkostwo Ukrainy w NATO występował ostatnio wielokrotnie prezydent Petro Poroszenko.
– To dla mnie zaskakujące, ale dla USA Ukraina nie jest priorytetem. Amerykanie nie tylko nie traktują Ukraińców jak obecnych, ale nawet jak przyszłych sojuszników. Ważniejszym problemem jest dla nich powstrzymanie Państwa Islamskiego oraz potęgi Chin. Barack Obama jest gotowy na tyle wspierać Ukrainę, aby nie zbankrutowała i nie wpadła w pełną zależność od Rosji. Ale nie ma mowy o jej integracji ani z NATO, ani z UE – mówi „Rz" Camille Grand, dyrektor paryskiej Fundacji na rzecz Badań Strategicznych. Jego zdaniem jednym z powodów wstrzemięźliwości Waszyngtonu są ogromne koszty odbudowy ukraińskiej gospodarki, innym wątpliwości, czy ekipa Poroszenki rzeczywiście przeprowadzi niezbędne reformy.