– Przekazaliśmy pierwsze sztuki broni palnej najlepiej wyszkolonym. Regulamin ich użycia zostanie określony dodatkowo, później – powiedział gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow, który od jesieni ubiegłego roku domagał się od Kremla zgody na zbrojenie takich oddziałów.
Prywatne armie
Po wrześniowej kontrofensywie ukraińskiej władze przygranicznych rosyjskich regionów zaczęły naciskać na Moskwę, by pozwoliła formować dodatkowe miejscowe oddziały złożone z ochotników. W części obwodów nazywają je „drużynami ludowymi”, w innych „oddziałami samoobrony” albo „oddziałami obrony terytorialnej”.
Czytaj więcej
Kijów chce przekonać świat do warunków zakończenia wojny i przeciągnąć na swoją stronę sprzymierzeńców Rosji.
Kreml ostatecznie wydał zgodę po serii ataków na pogranicze rosyjskich ochotników z Ukrainy oraz buncie najemników Jewgienija Prigożina. Teraz broń rozdają w obwodach biełgorodzkim i kurskim, w kolejce czeka orłowski, choć wcale nie graniczy z Ukrainą i nie został dotknięty działaniami wojennymi.
– Pucz (Prigożina) pokazał, że resorty mundurowe nie podejmują działań, dopóki nie dostaną rozkazu „z góry”. A to zajmuje dużo czasu. Panuje chaos w zarządzaniu. A gubernatorzy chcą mieć pod ręką jakieś paramilitarne formacje – wyjaśniał politolog Aleksandr Morozow w rozmowie z dziennikarzami.