Anna Słojewska z Brukseli
Żadnych gwałtownych ruchów, opanowanie i cierpliwość – to reakcja Unii na negatywny wynik referendum w Wielkiej Brytanii. Unia potrzebuje zmian, ale nie powinna teraz wchodzić w niszczącą debatę na temat zmiany traktatów. – Zgadzamy się, że nie jest to teraz potrzebne. Możemy dokonywać zmian na bazie istniejącego prawa – powiedziała Angela Merkel po spotkaniu przywódców 27 państw, czyli UE bez Wielkiej Brytanii.
Propozycji zmiany traktatów nie zgłosiła nawet Beata Szydło, choć wcześniej polski rząd zapowiadał, że będzie to postulował. Ostatecznie zwyciężył jednak rozsądek i polska premier mówiła tylko ogólnie o potrzebie reform. Pytana potem przez dziennikarzy o nowy traktat przyznała, że nie czas na to. – Dyskusja będzie długa i niełatwa, ale ważne, żeby wyciągnąć wnioski z Brexitu i naprawić błędy – powiedziała polska premier.
Cameron wini UE
Unijni przywódcy uznali jednak wspólnie, że na obecnym etapie ważniejsze jest zachowanie jednolitego frontu wobec Wielkiej Brytanii. Na wtorkowej kolacji, jeszcze w gronie 28 szefów państw i rządów, premier David Cameron przedstawił swoją diagnozę negatywnego wyniku referendum.
Z naszych nieoficjalnych informacji ze źródeł dyplomatycznych wynika, że za głównego winowajcę uznał Unię, która nie zaoferowała mu wystarczających ustępstw w sprawie ograniczenia napływu pracowników z innych państw UE, głównie z Polski. Według niego powinno się rozłączyć cztery unijne swobody, czyli przepływu towarów, usług, kapitału i osób. W szczególności chodziło mu o to, żeby dostęp do rynku wewnętrznego nie był uwarunkowany akceptacją swobodnego przepływu pracowników. Pewne ustępstwa uzyskał w pakiecie zaoferowanym mu w lutym, gdy Unia zgodziła się na czasowe ograniczenie praw do zasiłków dla pracowników nowo przybywających z innych państw UE. Zdaniem Camerona było to jednak za mało.