Upokorzenie premiera, który doprowadził do Brexitu, to wynik zarówno zaostrzającej się walki o władzę w Partii Konserwatywnej, jak i narastającej paniki wśród inwestorów, którzy wycofują coraz większy kapitał z Wysp.
– Być może Cameron weźmie jeszcze udział w seansie pytań w parlamencie w środę, ale to chyba okaże się jego ostatnim wystąpieniem publicznym – mówi „Rz" Andrew Russell, dyrektor Katedry Politologii na Manchester University.
Jeszcze w poniedziałek rano wydawało się, że nowego szefa rządu poznamy dopiero we wrześniu. Przez całe lato 150 tys. członków Partii Konserwatywnej miało wybrać między dotychczasową szefową MSW Theresą May a minister ds. energii Andreą Leadsom. Ale w południe ta ostatnia wycofała się z walki. Uznała, że nie ma wystarczającego poparcia wśród deputowanych torysów: głosowało za nią 84 spośród nich wobec 199 za May.
Ale rezygnacja ma też inne powody. Leadsom skompromitowała się kilka dni temu, mówiąc, że jest lepiej przygotowana do kierowania rządem, bo w przeciwieństwie do May ma dzieci. Później zaś okazało się, że grubo przesadziła, chwaląc się doświadczeniem zawodowym w życiorysie.
Dymisja Leadsom to kolejna już kompromitacja zwolenników kampanii za Brexitem. – Nie spodziewali się, że wygrają referendum. Byli zupełnie nieprzygotowani do przejęcia władzy – mówi Russell.