Korespondencja z Brukseli
Nawet osoby nieinteresujące się nadmiernie polityką wiedzą, że kandydat republikanów na prezydenta USA i premier Węgier nie lubią imigrantów i muzułmanów. Nikogo więc nie dziwi fakt, że Viktorowi Orbánowi podobają się pomysły Donalda Trumpa na zamknięcie USA przed imigracją i stworzenie superwywiadu, co węgierski premier pokazał w ostatni weekend w swoim przemówieniu w czasie letniego uniwersytetu organizowanego co roku w Baile Tusnad, zamieszkanym przez węgierską mniejszość rumuńskim mieście.
Ale wystąpienie Orbána wskazuje też na dużo więcej punktów stycznych i na europejskie ambicje polityczne węgierskiego przywódcy.
– Jeśli nadal będziemy stawiać na pierwszym planie budowanie demokracji zamiast stabilności w takich miejscach, gdzie są na to wyjątkowo małe szanse, to nie będziemy budować demokracji, tylko wywoływać niestabilność – mówił Orbán, odwołując się do planu Trumpa zaprzestania eksportu demokracji. Krytykował politykę Zachodu angażowania się na rzecz zmiany władzy w Libii, Syrii czy Iraku, co doprowadziło do destabilizacji i uruchomiło falę masowej imigracji do Europy. Przestrzegał też przed angażowaniem się na rzecz obrony demokracji w Turcji, bo stabilność w tym kraju chroni Europę przed kolejnym kryzysem imigracyjnym.
Orbán umniejszał też wagę NATO, co współgra z ostatnio wyrażaną przez Trumpa krytyką Sojuszu. I, podobnie jak Jarosław Kaczyński, postulował stworzenie europejskiej armii.