Do tej pory złapano już pięciu z nich. Nie wiadomo, gdzie obecnie znajdują się pozostali poszukiwani.
Wśród nich jest 72-letnia nestorka Nazli Ilicak, komentatorka i była deputowana. Wraz z kilkudziesięcioma innymi stałą pracę straciła już trzy lata temu, za artykuł na temat korupcji w rządzie ówczesnego premiera, a dzisiejszego prezydenta Recepa Erdogana.
Artykułu nie wydrukowano. – Straciłam swoją pracę, bo ludzie się bali, że zacznę pytać, jak nasi ministrowie zostali rozliczeni z tego, co zrobili – wspominała później. – Nie mam pojęcia, czy z góry ktoś telefonował do redakcji, by rozstali się ze mną, ale wiem, że właściciel gazety był starszym bratem zięcia premiera. Pewnie nie był konieczny żaden telefon – dodała.
Większość z obecnie poszukiwanych podpadła władzom już wiosną 2013 roku, podczas protestów społecznych na placu Taksim w Stambule. – Żyjemy w czasach, gdy opozycyjnie nastawieni ludzie tracą swoją pracę. Doświadczaliśmy tego już wcześniej, ale po Taksim (stłumieniu przez władzę protestów) sytuacja znacznie się pogorszyła. Mamy mnóstwo przykładów wśród nas: kogoś wyrzucono za tweety, które umieszczał. Inny wdał się w wymianę zdań na Twitterze – mówił dwa lata temu szef Tureckiego Syndykatu Dziennikarskiego Ugur Guc.
Już wtedy ówczesny premier Erdogan twierdził, że oskarżenia o korupcję w jego rządzie i same protesty są „pułapką zastawioną przez państwo równoległe". Tym ostatnim terminem zarówno wtedy, jak i obecnie rządzący politycy określali sieć zwolenników mieszkającego w USA kaznodziei Fethullaha Gülena. Tydzień temu doszło jeszcze oskarżenie wobec niego o zorganizowanie puczu.