– Nie wiem kiedy, ale z pewnością ożenię się z tobą, nigdy cię nie opuszczę – Brigitte Trogneux, 40-letnia wówczas nauczycielka języka francuskiego i łaciny, nie mogła chyba potraktować serio deklaracji miłosnej 16-letniego ucznia. O skandalicznej relacji Emmanuela Macrona z mężatką i matką trójki dorastających dzieci zaczęło być głośno w prowincjonalnym Amiens. Państwo Macron, wzięci lekarze, postanowili więc odesłać syna do Paryża, do prestiżowego liceum im. Henryka IV. Liczyli, że z powodu nadmiaru nauki lub towarzystwa atrakcyjniejszych koleżanek w swoim wieku zapomni o kochance.
Ale nie docenili swojego dziecka. Dziesięć lat później, w 2007 roku, w Touquet nad kanałem La Manche, Emmanuel dotrzymał słowa i wziął ślub ze starszą od siebie o 24 lata kobietą.
– Nie uznaje konformizmu, uginania się pod naciskiem konwencji. Dla niego najważniejsza jest wolność, także wolność wyboru – mówi „Rz" Agnes Benassy-Quere, dyrektor rady ekonomicznej przy premierze, która przez lata pracowała z Macronem, gdy ten był zastępcą szefa gabinetu Francois Hollande'a, a potem ministrem gospodarki i finansów. – We Francji mamy bardzo wielu macho, mężczyzn, którzy traktują kobiety z góry. Oni ciągle mi przerywają, nie chcą mnie słuchać. Emmanuel z pewnością taki nie jest – dodaje.
Kariera inna niż wszystkie
U progu zdobycia Pałacu Elizejskiego Macron jest przedstawiany jako odnowiciel, outsider w kraju, gdzie od dziesiątek lat władzę ma ta sama grupa polityków wywodzących się z elitarnych, tzw. wielkich szkół. Ale nawet jeśli jest w tym wiele prawdy, to wcale tak się nie zapowiadało.
– Licealista, którego tu widzicie, nie myślał o niczym innym jak służeniu swojemu państwu, zostaniu urzędnikiem – mówił w miniony czwartek w podsumowującej kampanię wyborczą audycji telewizyjnej Macron, gdy prowadzący pokazał mu zdjęcie z czasów, gdy chodził do liceum im. Henryka IV.