Korespondencja z Nowego Jorku
To jedna z przytaczanych konsekwencji czwartkowej decyzji amerykańskiego prezydenta. Po jej podjęciu USA znalazły się w wąskiej grupie krajów nieuczestniczących w porozumieniu paryskim, obok uwikłanej w wojnę domową Syrii oraz Nikaragui, która argumentowała, że porozumienie to w niewystarczającym stopniu ogranicza emisje szkodliwych gazów.
Przed wycofywaniem się z porozumienia klimatycznego przestrzegała córka prezydenta Ivanka Trump, a także wybrany przez niego sekretarz stanu Rex Tillerson, który będąc przez lata szefem Exxon Mobil, rozumiał, że koszty związane z ograniczaniem produkcji szkodliwych tlenków to cena, jaką trzeba zapłacić, robiąc interesy w obecnych czasach.
Z wycofania Ameryki z porozumienia klimatycznego, podpisanego rok temu przez 195 krajów, najbardziej skorzystać strategicznie mogą Chiny. Kraj ten produkuje najwięcej gazów cieplarnianych, inwestuje mocno w energię wiatrową, słoneczną oraz nuklearną oraz jest chętny do wypełnienia każdej luki zostawionej przez USA, czy to w kwestiach wytyczania zasad handlowych, standardów ochrony środowiska czy projektów infrastrukturalnych. Może zatem zyskać na wadze w rozmowach klimatycznych.
Oprócz Chin skorzystają na tym też np. Indie, Rosja i Unia Europejska, które mogą przejąć pałeczkę w walce z globalnym ociepleniem. – Ci, którzy wprowadzać będą zielone technologie, będą wyznaczać złote standardy w przywództwie ekonomicznym w XXI w. – powiedział sekretarz generalny ONZ António Guterres.