Korespondencja z Brukseli
W piątek unijny szczyt ma ocenić, czy w negocjacjach dotyczących warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE nastąpił wystarczający progres. Taki, który umożliwiałby przejście do kolejnego etapu, czyli dyskusji o przyszłych relacjach. Już wiadomo, że to nie nastąpi. Ale żeby przełamać impas w negocjacjach, Donald Tusk mimo wszystko chce zaproponować przywódcom UE, żeby o przyszłości już zacząć rozmawiać.
Tyle że na razie w dyskusjach wewnętrznych, bez Brytyjczyków, którzy dołączyliby, w wersji optymistycznej, po kolejnym szczycie w grudniu. Taka propozycja znalazła się w projekcie tzw. wniosków końcowych ze szczytu UE. Muszą być one jednomyślnie przyjęte przez przywódców 27 państw UE. Najtwardszą linię wobec Londynu prezentują obecnie Berlin i Paryż.
Brak jest wystarczającego postępu, jeśli chodzi o główny punkt sporny w dyskusji rozwodowej: pieniądze. Bo w dwóch pozostałych tematach – prawach obywateli i Irlandii Północnej – postęp można by już ogłosić. Sytuacja obywateli UE w Wielkiej Brytanii i Brytyjczyków w UE po brexicie jest coraz lepiej zdefiniowana, a gwarancje oferowane przez Londyn bardzo bliskie tego, czego żądała strona unijna. – Rozmowy dotyczą jeszcze głównie obciążeń administracyjnych, czy obywatele UE będą musieli pójść do Home Office i wypełnić 67-stronicowy skomplikowany formularz. Tutaj Brytyjczycy muszą coś zaoferować – mówi dyplomata.
Drugi problem to Irlandia Północna. Tutaj właściwie nie wydarzyło się nic, poza demonstracją dobrej woli z obu stron. Ale też Bruksela ma świadomość, że nic bardziej konkretnego w sprawie statusu granicy między Irlandią a Irlandią Północną nie uda się ustalić, zanim nie uzgodni się przyszłych relacji handlowych. Zatem na tym etapie nikt niczego więcej się nie spodziewa.