Ujawniona przez „New York Times” kontrofensywa na rosyjskie systemy informatyczne, jaką ma w najbliższych dniach przeprowadzić Ameryka, nie będzie jednorazową inicjatywą. Chodzi raczej o ustalenie reguł gry w cyberprzestrzeni. Tu Stany do tej pory ograniczały się do odpowiedzi na ataki tak Moskwy, jak i Pekinu, wprowadzaniem sankcji w realnym świecie. Teraz ma być inaczej.
– Chcemy podjąć szereg działań, które będą zrozumiałe dla Rosjan, choć niekoniecznie widoczne dla opinii publicznej. W ten sposób określimy, co jest w cyberprzestrzeni dopuszczalne, a co nie, i w jaki sposób jesteśmy gotowi na to odpowiedzieć – powiedział w zeszłym tygodniu doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan
Ameryka odpowiada na ujawnioną przypadkowo przez prywatną firmę informatyczną z Teksasu FireEye trwającą od roku penetrację systemów informatycznych przynajmniej 20 tys. podmiotów w USA. Chodzi głównie o firmy prywatne, ale wśród ofiar są też agencje rządowe, urzędy samorządowe oraz system sądownictwa. Akcję dywersyjną nazwano SolarWinds od innej, prywatnej firmy, której program został przez Rosjan spenetrowany, aby wejść w systemy informatyczne posługujących się nim podmiotów. Proces uderzenia na Rosję w cyberprzestrzeni ma koordynować pełnomocniczka Narodowej Rady Bezpieczeństwa Anne Neuberger.
– Odpowiemy na SolarWinds tak przez działania jawne, jak i niejawne – mówi rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki.
W najbliższych dniach Biden ma ogłosić nowe sankcje na Rosję za próbę wpływania przez Kreml na wybory w 2020 na korzyść Donalda Trumpa. Poprzednik prezydenta w sierpniu 2018 r. wzmocnił uprawnienia działającego w ramach Pentagonu Dowództwa w Cyberprzestrzeni (US Cyber Command), co Waszyngton chce teraz wykorzystać. Trump nigdy nie posunął się jednak do podjęcia działań ofensywnych przeciw rosyjskim systemom informatycznym. Planowany cyberatak oznacza więc znaczące zaostrzenie amerykańskiej polityki wobec Rosji.