Rzeczpospolita: Wschodnia Ghuta, o której mówi się teraz na całym świecie, to są właściwie przedmieścia syryjskiej stolicy.
Paweł Krzysiek: Zaczyna się siedem kilometrów od miejsca, w którym pracuję, czyli od samego centrum Damaszku.
Teraz giną tam setki cywilów. Dlaczego zostali z rebeliantami?
Ludność cywilna zazwyczaj nie ma wyboru. Intensywne walki na tym terenie wybuchły wiosną 2013 roku, choć niespokojnie było tam już od początku wojny, od 2011 roku. Na początku tych intensywnych walk wielu ludzi stamtąd uciekło, część za granicę, bo wtedy to jeszcze było możliwe. Od czasu oblężenia, od ponad czterech lat, właściwie nie można się ze wschodniej Ghuty wydostać.
A organizacje humanitarne miały w tym czasie dostęp do wschodniej Ghuty?
Czerwony Krzyż po raz ostatni był tam w grudniu ubiegłego roku, ewakuowaliśmy wówczas 29 osób, wymagających pilnej opieki medycznej. Ale nasz ostatni konwój humanitarny wjechał w listopadzie 2017. Wcześniej, do miast we wschodniej Ghucie dojeżdżaliśmy w miarę regularnie.