Kilka dni przed wyborami do Kortezów (9 marca) Konferencja Episkopatu Hiszpanii wybiera przewodniczącego na najbliższe trzy lata. Nie brak opinii, że wobec przewidywanego zwycięstwa toczących wojnę z Kościołem socjalistów temu ostatniemu trzeba bardziej zdecydowanego i konserwatywnego przywódcy niż biskup Bilbao, który stał na czele episkopatu ostatnie trzy lata.
Przed poniedziałkowym spotkaniem biskupów w siedzibie episkopatu przy calle Anastro w Madrycie nikt nie chciał komentować pod nazwiskiem stosunków Kościół – państwo. Rządzący socjaliści i tak już oskarżają biskupów o udział w kampanii opozycyjnej, prawicowej Partii Ludowej (PP). – Brakuje tylko tego, by startowali z list PP – mówią. Premier José Zapatero nie przestrzega przedwyborczego „rozejmu”, który sam zaproponował nuncjuszowi papieskiemu Manuelowi Monteiro. Grozi, że jeśli ponownie wygra wybory, pokaże biskupom, gdzie jest ich miejsce. W programie wyborczym socjalistów znalazła się zapowiedź zniesienia „przywilejów jednych wyznań kosztem innych”.
Nasz rozmówca w episkopacie odrzuca zarzut, że Kościół prowadzi kampanię na rzecz prawicy. – Przez ostatnie 30 lat hiszpańscy biskupi regularnie prezentowali swoje opinie, zabieranie głosu przed wyborami nie jest niczym niezwykłym. Udzielają wskazówek moralnych, nie politycznych. Nie mówią, na kogo głosować – zapewnia.
Kościół jego zdaniem ma się dobrze, co weekend na msze przychodzi 10 milionów z 40 milionów Hiszpanów.
– Nie ma żadnej innej instytucji w naszym kraju, tym bardziej partii politycznej, która miałaby takie wyniki – podkreśla.